Zaginione dzieci, czyli wyścig z czasem. Tu liczy się każda minuta

Czytaj dalej
Fot. Fot. Karolina Misztal / Polskapresse
Dorota Kowalska

Zaginione dzieci, czyli wyścig z czasem. Tu liczy się każda minuta

Dorota Kowalska

Pierwsze dni poszukiwań zawsze wyglądają podobnie. Zaginięcia dzieci traktowane są jako tak zwane zaginięcia kategorii pierwszej, w tej grupie znajdują się jeszcze osoby upośledzone umysłowo, osoby starsze i potencjalni samobójcy. Policja mobilizuje więc wszystkie swoje siły, czasami uruchamiany jest także Child Alert.

5 sierpnia, to była sobota, 11-letnia Wiktoria wyszła z domu wyrzucić śmieci. Długo nie wracała. Rodzice dzwonili do nastolatki. Cisza. Telefon został wyłączony. Zdenerwowani zgłosili jej zaginięcie. Natychmiast został uruchomiony Child Alert. Dziewczynka została odnaleziona w poniedziałek nad ranem, w województwie zachodniopomorskim.
„W szeroko zakrojonej akcji poszukiwawczej na terenie całego kraju współpracowali policjanci z Sosnowca, Komendy Wojewódzkiej Policji w Katowicach i Komendy Głównej Policji, a także Państwowa Straż Pożarna, ochotnicza straż pożarna i Górskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe” - czytamy na stronie śląskiej policji.
Wiadomo, że w związku z zaginięciem Wiktorii zatrzymano 39-letniego mężczyznę z Koszalina. Policja niewiele mówi o sprawie, ale według nieoficjalnych informacji portalu Interia, porywacz miał być wcześniej karany za przestępstwa seksualne, a dziewczynka sama umówiła się z nim na spotkanie. Od dłuższego czasu rozmawiali i pisali w sieci, w końcu wyznaczyli dzień, kiedy poznają się osobiście.
Tak mogło się zdarzyć, wiadomo, że do szybkiego rozwiązania sprawy przyczyniło się Centralne Biuro Zwalczania Cyberprzestępczości.
11-letnia Wiktorię przewieziono do szpitala w Koszalinie. Mężczyzna miał jej nie skrzywdzić, ale to potwierdzą dopiero przeprowadzane badania.
Rodzice 11-latki w rozmowie z „Faktem” wspominali czas porwania.
– Dla nas zaczęło się piekło. Szukaliśmy pomocy nawet u jasnowidza. Telefon córki był wyłączony. Najgorsze było czekanie – opowiadali.
W niedzielę w ich domu pojawili się technicy kryminalni. Pobierali ślady należące do Wiktorii.
– To było coś strasznego, tego nie zapomnimy do końca życia. Nie spaliśmy od soboty. Chodziliśmy, sprawdzaliśmy wszystkie kąty w okolicy. Razem z nami 120 policjantów – mówiła pani Izabela, matka nastolatki.
Jak podkreśliła, nic nie wskazywało na to, że dziewczynka zniknie.
– Wydawało mi się, że mam dobre relacje z córką. W sobotę miałyśmy babski dzień, robiłyśmy sobie maseczki na twarz, dużo rozmawiałyśmy, śmiałyśmy się, ot zwyczajne domowe życie w deszczowy dzień – wspomniała. – Chcieliśmy podziękować policji, wszystkim ludziom dobrej woli, którzy pomogli nam w odnalezieniu córeczki. Jesteście wspaniali, tak wiele dobrego dla nas zrobiliście – dodala na koniec.
Z policyjnych danych wynika, że w ciągu pierwszych 24 godzin odnajdywanych jest około 30 proc. wszystkich zaginionych, w ciągu pierwszych 48 godzin około 54 proc., w ciągu pierwszych 7 dni - około 77 proc., a w ciągu pierwszych 30 dni od przyjęcia przez policję zgłoszenia odnajdywanych jest ponad 90 proc. wszystkich zaginionych. Ale, jak mówią śledczy, najważniejszy jest czas. To on odgrywa kluczową rolę, zwłaszcza, kiedy ginie dziecko.
Stąd Child Alert - system natychmiastowego rozpowszechniania wizerunku zaginionego dziecka za pośrednictwem dostępnych mediów. To program, którego głównym celem jest szybsze i skuteczniejsze poszukiwanie młodych ludzi (dzieci i nastolatków), dzięki z góry ustalonej procedurze postępowania. Koncepcja platformy opiera się na skoordynowanym działaniu różnych instytucji, przede wszystkim policji i mediów, które z racji błyskawicznej współpracy są w stanie niemal niezwłocznie rozpowszechnić wizerunek zaginionego dziecka masowemu gronu odbiorców.
System jest uruchamiany, gdy łącznie spełnione zostaną pewne kryteria: osoba zaginiona w chwili zniknięcia nie ukończyła 18 roku życia, istnieje uzasadnione podejrzenie, że padła ofiarą przestępstwa związanego z pozbawieniem wolności albo jej życie, zdrowie jest bezpośrednio zagrożone. Trzeba też uzyskać pisemną zgodę od rodzica albo opiekuna prawnego osoby zaginionej na rozpowszechnienie komunikatu, a w przypadku braku możliwości nawiązania z nimi kontaktu zgodę sądu rodzinnego i nieletnich. Musi także istnieć przeświadczenie, że rozpowszechnienie komunikatu może w realny sposób przyczynić się do odnalezienia osoby zaginionej.
Był 5 listopada 2022 roku, kilka minut po godz. 22.00, kiedy policja ogłosiła Child Alert. Wszystkie media w kraju opublikowały zdjęcie 5-letniej Mii. Komunikat był krótki: Dziewczynka ma 134 cm wzrostu, rude włosy. Prawdopodobnie porusza się białym volkswagenem na oświęcimskich tablicach rejestracyjnych.
Kilka godzin wcześniej oświęcimscy policjanci otrzymali zgłoszenie o znalezieniu w jednym z mieszkań zwłok młodej kobiety. Podejrzanym o dokonanie tej zbrodni był jej partner i ojciec Mii - 25-letni Norweg Ingebright G. Nie mieszkał na stałe w Polsce. Do Oświęcimia przyjechał pod koniec października. Tyle, że dziecka w mieszkaniu nie było. Policjanci podejrzewali, że mężczyzna porwał dziewczynkę. W sobotę uruchomiono więc Child Alert.
- Dzięki informacjom przekazanym przez polską policję pojazd, w którym znajdowała się Mia, został zatrzymany w Danii przez duńskich funkcjonariuszy. Dziękujemy za współpracę i szybkie przekazywanie komunikatu – tak informowała policja. Mężczyzna został zatrzymany w Kopenhadze przez jedną z jednostek policji. Mia była cała i zdrowa, do Danii ruszył po małą dziadek, ojciec zamordowanej kobiety.
W 2019 roku w Białymstoku, w biały dzień sprzed bloku porwano 25-latkę i jej 3-letnie dziecko. Sprawa była newsem numer jeden wszystkich stacji telewizyjnych, gazet, portali internetowych. Kobietę i dziecko dwóch mężczyzn siłą wepchnęło do samochodu. Choć auto odnaleziono niedaleko miejsca zdarzenia, nie było w nim porwanych. Następnego dnia 25-latka i jej 3-letnia córeczka, Amelka, zostały odnalezione całe i zdrowe w Ostrołęce na Mazowszu. Dwóch sprawców, w tym ojciec dziecka, zostało zatrzymanych. Cezary R. usłyszał zarzut pozbawienia wolności swojej córki i jej matki.
Nie widział córki od 2017 roku. „Czarek uderzał wszędzie. Z każdej strony, przez dwa lata. Do sądów polskich, niemieckich, do Ministerstwa Sprawiedliwości. Bezskutecznie. Wiele osób na jego miejscu już by się poddało. Niejeden ojciec” - przekonywała w rozmowie z dziennikarzami Wirtualnej Polski, siostra Cezarego R. Powtarzała, że jej brat był „zaradnym ojcem”, który „zajmował się dzieckiem, gotował, pracował i poświęcał dziecku dużo uwagi”.
Według kobiety ojciec Amelki zabiegał o kontakty z córką, „ale sądy odrzuciły bezprawnie jego wnioski”.
„Jak przyjeżdżaliśmy do Białegostoku, to mi się chciało płakać. Amelka mówiła „tatuś, tatuś, do domku”. I rzucała mu się na szyję. Nie możemy się poddawać. Jestem dobrej myśli. Świat musi zobaczyć niesprawiedliwość, która mu się wydarzyła” - opowiadała kobieta.
Cezary R. starał się przed białostockim sądem o wydanie mu córki i zabranie do Niemiec. W lutym 2018 roku Sąd Rejonowy w Białymstoku oddalił jego wniosek. Według sądu matka dziewczynki wykazała w postępowaniu, że mężczyzna zgodził się, aby obie z córką zostały w Polsce. Ojciec Amelki odwołał się od tej decyzji. W lipcu 2018 roku Sąd Okręgowy oddalił jego apelację.
Z każdym dniem na jaw zaczęły wychodzić nowe fakty. Okazało się, że to nie pierwsze porwanie dziecka, w którym brał udział Cezary R. Mężczyzna wraz z dwoma znajomymi uczestniczył w uprowadzeniu ośmioletniej dziewczynki w Szczecinie. Cezary R. pomagał wówczas Thomasowi K. w porwaniu jego córki. Wraz z trzecim mężczyzną zaatakowali matkę ośmioletniej wówczas Lary K. gazem pieprzowym, a dziewczynkę wciągnęli siłą do samochodu. Cezary R. i Wiktor B. zostali zatrzymani dzień później. Thomasowi K. udało się uciec wraz z córką do Niemiec. Za mężczyzną został wysłany Europejski Nakaz Aresztowania, jednak strona niemiecka nie zgodziła się na ekstradycję, tłumacząc, że Thomas K. ma pełnię władz rodzicielskich nad Larą. Może więc Cezary R. próbował tej samej metody - uprowadzić córkę i liczyć na przychylność niemieckiego wymiaru sprawiedliwości.
Po raz pierwszy Child Alert uruchomiono w 1996 roku w Stanach Zjednoczonych podczas poszukiwań dziewięcioletniej Amber Hagerman, która została uprowadzona, a następnie brutalnie zamordowana przez porywacza. W poszukiwania Amber zaangażowała się cała społeczność stanu Teksas, z którego pochodziła dziewczynka. Child Alert funkcjonuje obecnie w większości krajów europejskich (m.in. w Niemczech, Francji, Holandii, Wielkiej Brytanii i w Czechach) oraz na terenie Kanady, Meksyku i Stanów Zjednoczonych. Jak pokazują statystyki i doświadczenia wyżej wymienionych państw, w przypadkach zaginięć, w których program jest wykorzystywany, większość spraw udaje się pozytywnie rozwiązać. W niektórych krajach poszukiwania za pomocą Child Alertu prowadzone są nawet ze 100-procentową skutecznością.
Tak było także w przypadku uprowadzenia Amelii i jej matki. Porywacze, w tym ojciec dziewczynki, prawdopodobnie nie spodziewali się, że system zostanie uruchomiony. Poczuli się osaczeni. Noc po porwaniu spędzili w lesie, bojąc się, że zostaną rozpoznani przez przypadkowe osoby. I tak się poniekąd stało, bo to mieszkańcy okolicy, w której się ukrywali, poinformowali policję o dziwnym samochodzie stojącym wśród zarośli.
Historia porwanej Amber Hagerman to jednak nie pierwszy przypadek nagłośnienia sprawy zaginionego dziecka w Stanach Zjednoczonych. Do tej mówi się o tajemniczym zniknięciu Etana Patza. Chłopiec po raz pierwszy sam szedł na przystanek, skąd miał go zabrać szkolny autobus. Etan na miejsce nigdy nie dotarł, a ślad po nim zaginął. Chłopiec był najintensywniej poszukiwaną osobą w Stanach Zjednoczonych. Był pierwszym zaginionym dzieckiem, którego zdjęcie zostało umieszczone na kartonach z mlekiem. Etana nigdy nie udało się odnaleźć, w 2001 roku oficjalnie uznano go za zmarłego.
W USA zaginionymi dziećmi i ich poszukiwaniem zajmuje się specjalna organizacja Narodowe Centrum do Spraw Zaginionych i Wykorzystywanych Dzieci. (NCMEC). Założyli je w 1984 roku zdesperowani Johna i Reve Walshow, których syn Adam zaginął w 1981 roku. To zniknięcie nie mogło być przypadkiem, bo przez trzy lata w równie tajemniczych okolicznościach zaginęło 28 innych dzieci. Sprawę nagłośniły media, a w Stanach Zjednoczonych rozpoczęła się dyskusja o tym, jak nieporadnie szuka się zaginionych dzieci. Nacisk społeczny zmobilizował do działań Kongres, który od lat dofinansowuje Centrum.
Dziś jego partnerami jest prawie czterysta organizacji, które poszukują dzieci chwytając się niekonwencjonalnych metod. Zdjęcia zaginionych umieszczane są na kartonach mleka, drukowane na pocztówkach, zawieszane na ścianach największej w USA sieci hipermarketów Wal-Mart. W maju 2005 roku pojawi się nawet 39-centowy znaczek pocztowy poświęconych zaginięciom. Samą internetowa strona Centrum notuje 2,8 miliona wejść dziennie.
W wielkiej Brytanii – podobnie jak w USA i wielu innych krajach – działa strona Missing Kids Website (zaginione dzieci), na której są zdjęcia i informacje o zaginionych. Łącznie zgromadzono na niej dane 3 tys. dzieci. W Niemczech kilkanaście lat temu Monika Bruhns z Kisdorfu założyła inicjatywę „Vermisste Kinder” („Zaginione dzieci”). Rodzice mogą dzwonić na bezpłatną infolinię, uzyskując pomoc i instrukcję w tym, jak szukać dzieci, ale też prewencyjne podpowiedzi w sytuacji, kiedy podejrzewają, że dziecko może uciec z domu. To właśnie z inicjatywy Moniki Bruhns 25 maja, dzień, w którym zaginał Etan Patz, został ustanowiony „Dniem Zaginionych Dzieci”, a jej entuzjazm i zapał przyniósł namacalne efekty. Organizacji udało się wyjaśnić kilkadziesiąt przypadków tajemniczych zniknięć. Dwójkę niemieckich dzieci odnaleziono w USA, inne w Istanbule, Serbii, Hiszpanii czy na południu Francji. Na niemiecką stronę www.vermisste-kinder.de, na której umieszcza się uaktualnione komputerowo portrety zaginionych, wchodzi dziennie kilka tysięcy osób.
W Polsce zaginionych dzieci szuka fundacja ITAKA (Centrum Poszukiwań Ludzi Zaginionych), do której wciąż zgłaszają się ci, którzy nie stracili nadziei. Ta nadzieja odżywa z każdą kolejną informacją o zaginionych dziecku, bo wtedy istnieje szansa, że dziennikarze wrócą także do historii ich dzieci albo wtedy, gdy na świecie cudem odnajdzie się poszukiwany przez lata chłopiec czy dziewczynka.
Fundacja ITAKA opublikowała specjalny poradnik dotyczący zapobiegania zaginięciom dzieci. Według specjalistów najważniejsza jest pierwsza godzina od zaginięcia. Jeżeli dziecko zniknie z pola widzenia, najpierw trzeba przeszukać okolicę i wypytać przechodniów. W przypadku, gdyby takie działania nie przyniosły oczekiwanego skutku, konieczne jest zgłoszenie sprawy policji.
Pierwsze dni poszukiwań zawsze wyglądają podobnie. Zaginięcia dzieci traktowane są jako tak zwane zaginięcia kategorii pierwszej (w tej grupie są jeszcze osoby upośledzone umysłowo, osoby starsze i potencjalni samobójcy). Policja mobilizuje więc wszystkie swoje siły, w poszukiwania włączają się ratownicy z wyszkolonymi psami, sąsiedzi, znajomi rodziny, zupełnie obcy ludzie, bo nic tak nie działa na wyobraźnię, jak krzywda, która może przydarzyć się bezbronnemu dziecku. Tylko, że dzisiaj, w sytuacji, kiedy swobodnie przekraczamy granice, a paszport malca traktowany jest jako pozwolenie rodziców na opuszczenie przez nie kraju, taka „lokalna” mobilizacja, choć konieczna, nie wystarcza. Dlatego tak ważny jest system Child Alert.
W Europie w 2006 roku wprowadziła go Francja, rok później Grecja, Portugalia i Włochy, w 2008 roku Holandia, a Belgia w roku 2011. Na mocy deklaracji Parlamentu Europejskiego do programu przyłączać się będą także inne kraje członkowskie, dzisiaj jest ich już 28.
Mechanizm działania alertu jest bardzo podobny we wszystkich państwach, różni się jedynie granicą wiekową poszukiwanych osób czy instytucją, która go uruchamia. W większości krajów, zazwyczaj system uruchamiany jest przez policję, ale we Francji organem odpowiedzialnym za decydowanie o alercie jest prokurator, a w Belgii - prokurator lub sędzia. W niektórych państwach ma troszkę inne nazwy i tak na przykład w USA system nazywany jest Amber Alert, a w Belgii Child Focus.
W Polsce Child Alert działa od 20 listopada 2013 roku.
- Do tej pory był użyty sześć razy, pierwszy raz w kwietniu 2015 roku. Za każdym razem, kiedy go wdrażaliśmy, dziecko zostało odnalezione, procedura jest zatem stuprocentowo skuteczna – powiedział PAP kom. Piotr Świstak z biura prasowego Komendy Głównej Policji. - Często spotykamy się z pytaniem, dlaczego system jest uruchamiany tak rzadko. Na podstawie doświadczeń innych krajów, z którymi współpracujemy, a które wcześniej też korzystały z tej procedury, wiemy, że jeśli coś jest uruchamiane bardzo często, powszednieje i ludzie nie reagują z takim zaangażowaniem – dodał.
Ale nawet, jeśli dziecko nie odnajdzie się w pierwszych dniach, czy tygodniach od zaginięcia, wciąż jest poszukiwane. Jakiś czas temu dziennikarz „The Times” rozmawiał z dwiema dziewczętami, 19-letnią wówczas Lisą Hoodless i Charlene Lunnon, które jako dziesięciolatki zostały porwane przez pedofila Alana Hopkinsona. Zwyrodnialec przez cztery dni przetrzymywał je we własnym mieszkaniu, wiązał rajstopami i wielokrotnie gwałcił. Dziewczyny mówiły, że te traumatyczne przeżycia, umocniły je. Próbowały żyć, jak ich rówieśnicy, chodziły do szkoły, nawiązały normalne relacje z mężczyznami. Charlene wspominała, że gdy oglądała wiadomości o wielkiej akcji poszukiwawczej z 1999 roku widziała porażkę na twarzy swojego ojca. Ta mina powiedziała jej, że tato przestał wierzyć, myślał, że nie żyje.
- Nigdy nie przestawaj szukać zaginionych dzieci, bo te maluchy czasami wracają – miały powiedzieć Lisa i Charlene.
Rodzicie zaginionych dzieci nigdy nie przestają wierzyć. Nawet, kiedy przychodzi chwila zwątpienia, szybko się z niej otrząsają. Child Alert pomaga w ciągu pierwszych godzin i dni po zaginięciu, to kluczowe momenty. Potem trzeba szukać dalej i liczyć, że zaginione dziecko wciąż żyje.

Dorota Kowalska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.