Wymuszone obniżki pensji dla samorządowców - nieczysty chwyt Jarosława Kaczyńskiego

Czytaj dalej
Sławomir Sowa

Wymuszone obniżki pensji dla samorządowców - nieczysty chwyt Jarosława Kaczyńskiego

Sławomir Sowa

Wymuszone przez Jarosława Kaczyńskiego obniżki pensji prezydentów, burmistrzów i wójtów dobrze się sprzedają, bo nic tak nie cieszy Polaka, gdy widzi jak innym zabierają. Ale na dłuższą metę to psucie państwa.

Rady miast i gmin w regionie łódzkim pokornie podporządkowują się rządowemu rozporządzeniu o obniżeniu wynagrodzeń prezydentom, burmistrzom i wójtom o 20 procent. Pokornie, bo trudno iść na wojnę propagandową na kilka miesięcy przed wyborami. Na triki i krętactwa mogą sobie pozwolić nieliczni, którzy nie mają nic do stracenia, tak jak prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz-Waltz. Tam radni obniżyli jej pobory o całe 24 złote. Obcięcie pensji zasadniczej skompensowali jej bowiem wyższymi dodatkami.

Warto wrócić do źródeł tej niespodziewanej obniżki. Trudno się nie zgodzić z opinią prezydenta Pabianic Grzegorza Mackiewicza, że w tym wszystkim chodziło o to, żeby przykryć aferę z nagrodami dla ministrów i wiceministrów. Jarosław Kaczyński rzucił hasło, premier podpisał i już. - To odpowiedź na powszechne oczekiwania społeczne związane z pełnieniem funkcji publicznych - obwieściło z dumą Centrum Informacyjne Rządu. No pewnie. Oczekiwania społeczne zawsze są takie same, zwłaszcza w Polsce. Jak nie można samemu mieć więcej, to niech chociaż innym zabiorą.

Obniżanie wynagrodzeń parlamentarzystom, ministrom i samorządowcom, aby zaklajstrować sondażowe ubytki do niczego dobrego nie prowadzi. Łatwo się śmiać, że wicepremierowi Gowinowi kaczki chleb rzucają, ale czy politycy na eksponowanych stanowiskach rzeczywiście aż tak dużo zarabiają? Czy 15 tysięcy zł dla ministra, albo 12 500 zł dla prezydenta tak dużego miasta jak Łódź to zbyt wiele?

Problemem w Polsce nie są zbyt wysokie zarobki parlamentarzystów, ministrów czy szefów samorządów. Problemem jest to, że zbyt wiele ludzi zarabia zbyt mało, aby się utrzymać na przyzwoitym poziomie. To dlatego ktoś, kto zarabia dwa tysiące i nie stać go, aby się napić kawy na mieście, z zawiścią patrzy na ministra Gowina. To dlatego hasła, aby zabrać bogatym padają na tak podatny grunt. A padają, bo tak najtańszym kosztem można sobie kupić głosy na wybory.

Sławomir Sowa

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.