Tuż po obchodach 100 rocznicy niepodległości mieliśmy spektakl, w którym Ojcowie Niepodległej zachowywali się jak dzieci w piaskownicy

Czytaj dalej
Fot. Karolina Misztal
Jacek Pająk

Tuż po obchodach 100 rocznicy niepodległości mieliśmy spektakl, w którym Ojcowie Niepodległej zachowywali się jak dzieci w piaskownicy

Jacek Pająk

Lech Wałęsa nie podał nawet nogi prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu, tak jak kiedyś nie chciał „komuchowi” prezydentowi Aleksandrowi Kwaśniewskiemu.

Lech Wałęsa nie podał nawet nogi prezesowi Jarosławowi Kaczyńskiemu, tak jak kiedyś nie chciał „komuchowi” prezydentowi Aleksandrowi Kwaśniewskiemu (o ręce nie wspominając; choć w końcu mu przebaczył). A teraz? Prezes Prawa i Sprawiedliwości, doktor, niegdyś opozycyjny intelektualista, ale też przez pewien czas polityczny podwładny i współpracownik najsłynniejszego na świecie stoczniowego elektryka (wprawdzie z niskim wykształceniem, ale jednak ikony „Solidarności”), wczoraj dosyć długo i wymownie przed kamerami nawet nie spoglądał na Lecha. O nie, przepraszam, w pewnym momencie jednak zerknął i sarkastycznie się uśmiechnął. Może dlatego, że zobaczył, iż Wałęsa miał pod marynarką koszulkę z napisem „Konstytucja”. O podaniu nogi, ręki, ani czegokolwiek innego między powszechnie znanymi panami nie było nawet mowy. Ze strony byłego prezydenta elektryka padła wprawdzie deklaracja o ewentualnym pojednaniu ponad podziałami z doktorem prezesem, o wzajemnym przebaczeniu - i tak dalej. Dalej z ust panów można było jednak usłyszeć: „może po śmierci” albo „w piekle” - jak pod nosem zasugerował Lech Wałęsa. Ale Jarosław Kaczyński jakoś specjalnie nie oponował...

Nie piszę w tym momencie o jakichś tam dwóch chłopakach z piaskownicy, którzy gdzieś kiedyś się na siebie obrazili i dziś robią fochy. Nie piszę nawet o „komuchach”, „solidaruchach”. Piszę o ludziach, którzy są, chcą, próbują, ale oczywiście dla wielu mogą być auterytetami i dziś tym krajem sterują. Jeden z nich mówił kiedyś, że ci „stali kiedyś tam, gdzie stało ZOMO”. Drugi na to, że tamten stał w drugim albo kolejnym szeregu „Solidarności” - obok słynnej stoczni, albo wręcz z dala od niej...

Pretekstem jest oczywiście czwartkowa sądowa rozprawa między wczorajszymi i dzisiejszymi liderami.

Jarosław pozwał Lecha o to, że kiedyś Wałęsa zarzucił Jarosławowi Kaczyńskiemu, iż ten mógł doprowadzić do śmierci brata Lecha, czyli do lotniczej katastrowy w okolicach Smoleńska. Obecny szef partii rządzącej miał bowiem wydać polecenie nakazujące lądowanie na tym lotnisku, które - swoją drogą - do niczego nie było wtedy przygotowane.

W każdym razie Jarosław Kaczyński domaga się od Lecha Wałęsy przeprosin oraz wpłaty 30 tysięcy złotych na cel społeczny.

„Będziesz siedział” - tak przed sądową salą posiedzeń w tym głośnym procesie krzyczeli do prezesa PiS zwolennicy Lecha. Zwolennicy Jarosława skandowali: „Przeproś Jarosława”.

A na to wszystko sędzia prowadząca sprawę: - Mamy za sobą 100. rocznicę niepodległości Polski i to jest moment wielu refleksji na temat historii naszej ojczyzny i naszej aktualnej sytuacji. Wszyscy, jak tu jesteśmy na tej sali, wiemy jedno: pojednanie naszej ojczyźnie służy i pojednanie to jest to, co leży w interesie Polski i jej obywateli. Dlatego zwracam się do państwa z taką prośbą i taką propozycją: czy widzicie państwo możliwość, aby tę sprawę w jakiś sposób zakończyć ugodowo?

Niestety, mury nie runęły...

Jacek Pająk

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.