Szamanka z Witowa, która leczy ludzi obrazami i muzyką

Czytaj dalej
Fot. Anna Gronczewska
Anna Gronczewska

Szamanka z Witowa, która leczy ludzi obrazami i muzyką

Anna Gronczewska

Trochę z przymusu wybrała takie życie. Mieszka w przyczepie, z dala od miasta. Bez wody, telewizora i komputera, ze starym telefonem komórkowym. Próbuje być szczęśliwa.

W Witowie wszyscy znają Halinę. Mówią o niej: ta malarka. Twierdzą, że nie wchodzi im w drogę, jest spokojna.

- Ale wiadomo, artystka - wyjaśnia jeden z rolników, mężczyzna po sześćdziesiątce. - Ma swój świat. Niech żyje, jak chce...

Do Haliny Szejak vel Żeak nie jest trudno trafić. Już z drogi widać dziwną konstrukcję, przyczepę kempingową okrytą płachtami folii. Gości witają dwa psy, które dzielą ze swoją panią dole i niedole. Przed przyczepą stoi prowizoryczna umywalka.

- Tylko latem z niej korzystam - wyjaśnia Halina. - Zimą noszę wodę ze studni lub kupuję w 5-litrowych baniakach.

Mieszka tu już czwarty rok. To był jej wybór. Nie myślała jednak, że będzie tak ciężko. Zwłaszcza zimą.

- Na szczęście mam prąd, ale żyję od lat bez telewizora, nie mam komputera - mówi Halina Szejak. - Dzięki znajomym harleyowcom mam piec do ogrzewania. Wcześniej stała zwykła koza, która szybko traciła ciepło. Marzłam. Harleyowcy mieli mi jeszcze ocieplić przyczepę, ale nie wiem, jak będzie. Jednemu z nich ma się urodzić dziecko. Brakuje im czasu.

Urodziła się w Łodzi. Z dumą mówi, że jest kolejnym pokoleniem w rodzinie, które ma talent plastyczny.

- Malował mój dziadek, tata Henryk, który także rzeźbił i pisał wiersze - opowiada. - Gdy byłam mała, tata na spotkaniach rodzinnych stawiał mnie na stole, a ja mówiłam, że zostanę malowańcową. Zresztą akuszerka, która odbierała mój poród, nazywała się... Malowaniec. Akademię Sztuk Pięknych skończył mój syn, a moja wnuczka też mówi, że zostanie malowańcową jak babcia Halina.

Nie miała łatwego życia. Gdy była mała, rodzice się rozwiedli. Ona zamieszkała z tatą. Była to trauma dla niej i mamy. Ukończyła dzisiejszą Akademię Sztuk Pięknych w Łodzi, wtedy była to Państwowa Wyższa Szkoła Sztuk Plastycznych.

Związała się z nieodpowiednim mężczyzną. - Ojciec mojego syna był alkoholikiem - wspomina. - Chciał mnie zabić. To było straszne.

Mieszkali w Łodzi. Gdy weszła do mieszkania, konkubent był kompletnie pijany. Towarzyszył mu kolega. - Konkubent zmasakrował mnie strasznie - opowiada Halina. - Dobrze, że był ten kolega. On pewnie wezwał pogotowie.

Gdy wnosili ją do karetki, była nieprzytomna. Jednak wtedy miała wizję. Nie zapomni jej do końca życia.

- Szłam po złotych schodach - mówi artystka. - Miałam złote ciało, a na sobie długą tunikę. Prowadziłam za rękę dwoje małych dzieci. Szłam po schodach. Nagle zawołał mnie mój synek, który jeszcze nie mówił. Płakał. Powiedział: Mamusiu, wróć... To wstrząsnęło moim ciałem! Wróciłam. Gdy się ocknęłam, leżałam w szpitalu...

Pozostało jeszcze 50% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Anna Gronczewska

Jestem łodzianką więc Kocham Łódź. Piszę o historii mojego miasta, historii regionu, sprawach społecznych, związanych z religią i Kościołem. Lubię wyjeżdżać w teren i rozmawiać z ludźmi. Interesuje się szeroko pojmowanym show biznesem, wywiady z gwiazdami, teksty o nich.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.