Strzelał do dziennikarza. Nie wiadomo czy stanie przed sądem

Czytaj dalej
Fot. 123RF
Łukasz Janikowski

Strzelał do dziennikarza. Nie wiadomo czy stanie przed sądem

Łukasz Janikowski

Mężczyzna, który strzelał do dziennikarza na ulicy Ogrodowej w Łęczycy pozostaje na wolności. Prokuratura czeka na opinię biegłych, którzy zdecydują czy sprawca może stanąć przed sądem.

Czy w Polsce można najpierw strzelać do policjantów, a po kilku latach postrzelić na ulicy człowieka i wciąż pozostawać na wolności? Trzeźwo myślącemu człowiekowi odpowiedź na to pytanie wydaje się oczywista. Jednak rozsądek sobie, a prawo sobie. A jeśli sprawca obu tych czynów posiadał w przeszłości lub posiada problemy psychiczne, jest wielce prawdopodobne, że pozostanie na wolności przynajmniej do czasu wydania opinii biegłego o tym, czy może on stanąć przed sądem.

Tymczasem fascynacja bronią 41-latka w Łęczycy jest tajemnicą poliszynela. Jego sąsiedzi doskonale wiedzą, że mężczyzna lubi sobie odrobinę postrzelać, nie jest też szczególnie wybredny dobierając cele. Strzelanie do ludzi to już jednak inny kaliber czynu. Tymczasem przedstawiciele wymiaru sprawiedliwości mają związane ręce. Mężczyzna w czwartek, 10 listopada zaatakował dziennikarza jednej z lokalnych redakcji. Przypomnijmy, sprawca przewrócił 44-letniego mężczyznę, po czym z bliskiej odległości oddał kilka strzałów z wiatrówki zasilanej dwutlenkiem węgla. Śruty utkwiły w głowie i twarzy mężczyzny.

Po kilku dniach policjanci ustalili sprawcę, zatrzymali, a po złożeniu przez niego wyjaśnień... jak gdyby nigdy nic wypuścili do domu. - Mężczyzna usłyszał zarzut naruszenia czynności narządu ciała trwający dłużej niż 7 dni w związku ze zdarzeniem do którego doszło przy ulicy Ogrodowej w Łęczycy - mówi podkom. Agnieszka Ciniewicz, oficer prasowy KPP w Łęczycy. - W tej sprawie policjanci skierowali akta postępowania do prokuratury w Łęczycy z wnioskiem o przeprowadzenie badań psychiatrycznych podejrzanego. Kiedy biegli wypowiedzą się co do stanu zdrowia psychicznego, będzie można podjąć kroki prawne i wnioskować o zastosowanie środków zabezpieczających.

Co ciekawe, sprawca wciąż może posiadać broń pneumatyczną, z której oddał strzały.

Nie znaleziono jej ani w miejscu zdarzenia, ani też w jego mieszkaniu. - Broń z której strzelał 44 - latek nie została zabezpieczona w toczącym się postępowaniu, policjanci nie znaleźli jej na miejscu zdarzenia i w trakcie przeszukania w miejscu zamieszkania podejrzanego - wyjaśnia podkomisarz Agnieszka Ciniewicz. - W tym roku kalendarzowym nie interweniowaliśmy w związku ze zgłoszeniami dotyczącymi strzelania z wiatrówki. Takie zgłoszenia nie wpływały od mieszkańców bloku, w którym mieszka podejrzany czy z innych rejonów miasta. Sąsiedzi 44 - latka również dzielnicowemu nie zgłaszali żadnych problemów związanych z jego zachowaniem w czasie ostatnich kilku miesięcy. Postępowanie w sprawie krewkiego strzelca na chwilę obecną utkwiło w miejscu.

Strzelał do dziennikarza. Nie wiadomo czy stanie przed sądem
materiały policji Cztery lata temu mężczyzna strzelał do policjantów. Wówczas uznano go za niepoczytalnego

Niewykluczone, że zmieni się to dopiero w chwili zakończenia leczenia poszkodowanego mężczyzny. - Z kwalifikacją prawną czynu trzeba będzie poczekać do ustalenia ostatecznych obrażeń ciała powstałych w wyniku zajścia - mówi Monika Piłat, prokurator rejonowy w Łęczycy. - Potem o poczytalności podejrzanego muszą wypowiedzieć się biegli psychiatrzy, którzy być może poproszą także o opinię psychologa. Pan był i jest schizofrenikiem, a ze swojego doświadczenia wiem, że z takimi osobami różnie bywa. To zależy od tego, w jakim stadium choroby się znajdują. Biegli mogą uznać, że w momencie zajścia był poczytalny i może stanąć przed sądem, albo też nie ma takiej możliwości by odpowiadał on za swoje czyny.Cztery lata temu strzelcowi się upiekło i nie poniósł on kary za strzelanie do policjantów.

Trudno wyrokować, że w przypadku dziennikarza będzie inaczej, choć składając wyjaśnienia mężczyzna przyznał się do zarzucanego mu czynu, a nawet zdradził kierujące nim motywy. - Pan się przyznał i stwierdził, że zaatakował dziennikarza, bo ten miał opublikować jego zdjęcie w jakimś artykule - wyjaśnia prokurator Monika Piłat. - W przypadku tego podejrzanego nie zachodzi obawa matactwa ani utrudniania śledztwa, dlatego nie występowaliśmy o środki zapobiegawcze. Można było co prawda zastosować policyjny dozór, ale to przecież i tak nie uniemożliwiłoby mężczyźnie dokonania kolejnego ataku.

Łukasz Janikowski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.