Różne zamojskie przypadki Bolesława Leśmiana
„Jego mała figurka ginęła pośród osób normalnego wzrostu, była jakby niepotrzebna, zatracała się” - mówiła o Leśmianie jedna z pracownic jego kancelarii notarialnej w Zamościu.
Bolesław Leśmian najpierw próbował wyrwać się z Hrubieszowa i to mu się udało. W maju 1922 roku dostał przeniesienie do większego Zamościa, gdzie ponownie objął posadę notariusza. Najpierw przy Wydziale Hipotecznym Sądu Pokoju, a potem przy Sądzie Okręgowym. I tutaj nie czuł się u siebie. Potwierdzenie tego znajdziemy w korespondencji poety.
W liście do Edwina Herberta z 15 października 1931 roku pisał:
„Pan Przyłuski wie o tym, jak mi beznadziejnie źle w Zamościu i czym są dla mnie słowa Panów - słowa prawdziwie serdecznego uznania i pokrewnych dążeń” (cytat za: Bolesław Leśmian, Dzieła wszystkie. Utwory dramatyczne. Listy).
W późniejszym o trzy lata liście do Zuzanny Rabskiej wspomina: „po trzech miesiącach niebytności w Zamościu - wróciłem właśnie do tego podłego miasteczka”.
W jednym z wywiadów Leśmian stwierdził:
Z dalszej części artykułu dowiesz się m.in.:
- dlaczego Leśmian czuł niechęć do prowincji?
- jak poeta odbierany był w swoim środowisku?
- jakim był pracodawcą?
Zachęcamy do czytania!
Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.
-
Prenumerata cyfrowa
Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.
już od
3,69 ZŁ /dzień