Iwona Marciniak

Rodzicu nie śpij! Twoje dziecko może być ofiarą cyberprzemocy

Rodzicu nie śpij! Twoje dziecko może być ofiarą cyberprzemocy
Iwona Marciniak

Kołobrzeski psycholog Jacek Pawłowski alarmuje na temat cyberprzemocy, zwłaszcza wobec dzieci

To pan zaproponował temat cyberprzemocy wśród dzieci . Teraz rozumiem dlaczego. Wyczytałam - nomen omen w internecie - że ok. 40 procent nastolatków może być ofiarami cyberprzemocy. To prawie połowa. Przerażające. Czym właściwie jest cyberprzemoc, definiowana przez psychologa?

Zaproponowałem, bo zdałem sobie sprawę i ze skali zjawiska i, co bardziej przerażające, z tego, że dorośli mało o tym wiedzą, nie orientują się, nie zwracają uwagi na zachowanie dzieci. Tych dręczonych i dręczycieli. Uważam, że trzeba o tym mówić głośno i wyraźnie. Przyjęło się, że przemoc to siniaki, podarte bluzy, zdeptane plecaki, zabrane pieniądze, stłuczone okulary. Czego nie widać, tego nie ma. Cyberprzemoc to świadome i celowe krzywdzenie drugiej osoby drogą elektroniczną. Głównie przez internet i telefon komórkowy (smartfon, iphone i inne ultraszybkie nowości). Katalog obejmuje straszenie, ośmieszanie, grożenie, poniżanie, robienie i umieszczanie zdjęć ofiar w krępujących sytuacjach, podszywanie się pod ofiarę, komponowanie wulgarnych, ośmieszających memów, szydzenie z wyglądu, obśmiewanie rodziców ofiary, nawoływanie do ignorowania ofiary i realnej agresji wobec niej. Plus grożenie tym, którzy się zmowie nie podporządkują. Proszę mi wierzyć, że to tylko niektóre metody krzemowych oprawców. Przy czym atak w sieci jest tylko kontynuacją, elementem składowym dręczenia, bo w szkole czarny sen trwa nadal.

Komu najłatwiej przychodzi hejtowanie, trollowanie (polega na zamierzonym wpływaniu na innych użytkowników w celu ich ośmieszenia lub obrażenia)? Myślę nie tylko o dzieciach, ale i o dorosłych. Możemy się pokusić o sporządzenie czegoś w rodzaju portretu psychologicznego typowego kandydata na hejtera?

Temu, któremu jest źle ze sobą, lubi krzywdzić, jest niespełnionym artystą, nauczycielem, obieżyświatem, bogaczem. Hejtują właściwie wszyscy, pozostaje tylko kwestia proporcji i stopnia rażenia. Trolle często się nudzą, podjudzanie zastępuje im wycieczkę na Borneo, czy polowanie na torebkę Coco za grosze. Trollem może być najlepsza przyjaciółka i król dobrych uczynków, ponury gbur w rozdeptanych butach i uśmiechnięty dyrektor w sztybletach na miarę. Miłe, dobre dziecko, które sąsiadce wniesie ciężkie zakupy i dręczyciel kotów. Naprawdę nie ma reguły, kiedy komputer świeci, budzą się demony, że sparafrazuję. Na szczęście hejtera uporczywego i okrutnego da się namierzyć i ukarać. Wprawdzie nie ma jeszcze przepisów, które by wprost mówiły o cyberprzemocy, ale, jeżeli dochodzi do groźby karalnej, zniewagi, zniesławienia, to nie ma zmiłuj.

Moi rodzice kilkakrotnie się przeprowadzali, więc ja, jako dzieciak, zmieniałam szkoły. Pamiętam, że w każdej z tych szkół - a mówię o podstawówkach - była jakaś tzw. klasowa ofiara. Ktoś, czyim kosztem najczęściej zabawiała się grupa klasowych „dominatorów”. Zwykle oczywiście był to ktoś nieco odmienny od reszty, bo „ za gruby”, „ za mały”, bo w silnych szkłach korekcyjnych, bo biedny, najsłabszy na WF-ie itd. Używanie na takiej ofierze bywało okrutne, ale wiadomo było, kto jest tym poniżającym. Zwykle bywała to ta sama osoba lub osoby. Pamiętam sytuacje, gdy wychowawcy skutecznie interweniowali. Dziś zanim dorosły coś „wyłapie” w sieci, może być za późno, prawda?

Kiedyś faktycznie nękano tylko w podstawówkach, teraz ofiary rozstawiane są po kątach szkół wszystkich szczebli. Licea i technika też nie są wolne od klasowych przemocowców. Prześladowani są już nie tyle grubi, chudzi, w okularach, ale słabi i wrażliwi. Rzadziaki z piątkami i markowymi ciuchami. Ale też ubodzy, niepełnosprawni, piękni i brzydcy, inni. Cechą wspólną ofiar jest słabość. Czasem zupełnie nieuchwytna i niezrozumiała cecha, stygmat, który wyłapie czujnik agresora. Hersztem hejtu też nie zawsze jest doliniarz z ojcem w kiciu i matką pijaczką. Wykańczają geniusze z najnowszym skuterem, wychuchani jedynacy z miejscowej śmietanki towarzyskiej. Dziewczęta i chłopcy. Interwencja nauczycieli na dręczenie w realu działa, jak zimny spray na nodze piłkarza. Nauczyciel odchodzi, a dręczenie trwa nadal i przenosi się do ciekłokrystalicznej sfery ekraników, komórek, tabletów, komputerów. Rzeczywiście, zanim zaszczuta ofiara zdecyduje się poprosić o pomoc (do czego dochodzi bardzo rzadko, bo przemożny strach i wstyd skutecznie kneblują) lub zanim nauczyciele, rodzice się zorientują, bywa za późno. Dlatego będę zawsze powtarzał: obserwujmy nasze dzieci!

Czy dręczenie, które przeniosło się do internetu, jest dla ofiary, powiedzmy dla nastolatka (dla którego rzeczywistość wirtualna bywa ważniejsza, niż tzw. real), bardziej bolesne? Bardziej skuteczne?

Jasne, że tak, w końcu po to się ją stosuje. To banalne, ale siniaki znikną, szkołę się zmieni, a wpuszczony do sieci jad zostaje na zawsze. Pamiętajmy, że mówimy o ofiarach, które nie mają siły, odwagi i pomysłu, jak się bronić. Słowa, obrazki, kolaże, filmiki to potężna amunicja. Zwłaszcza, że autorzy doskonale wiedzą, jak skrzywdzić. Znają wszystkie słabe strony, orientują się w życiu prześladowanego, wypatrzą każdy mankament i wyolbrzymią w krzywym lustrze trolla. Kiedy się rozkręcą, każda reakcja tylko ich rozjusza do dalszego, coraz bardziej perfidnego działania. Wkurza ich milczenie i obrona.

Iwona Marciniak

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.