Prof. Ważny na tropie starożytnej tajemnicy [rozmowa]

Czytaj dalej
Fot. Adam Willma
Adam Willma

Prof. Ważny na tropie starożytnej tajemnicy [rozmowa]

Adam Willma

Rozmowa z prof. Tomaszem Ważnym, dendrochronologiem z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika, zdobywcą prestiżowego grantu Narodowego Centrum Nauki.

- Trzech milionów złotych na badania pozazdrościłoby wiele ekip badawczych. Jako jedyny naukowiec otrzymał Pan grant w programie „Maestro” z Narodowego Centrum Nauki. Na warunki amerykańskich uniwersytetów, z którymi jest Pan związany to również znacząca kwota?
- W skali amerykańskiej ten grant również robi duże wrażenie, bo budżet archeologii czy archeometrii amerykańskiej też jest ograniczony. Za duże uznaje się granty w wielkości 400 tys. dolarów, natomiast grant Narodowego Centrum Nauki to w przeliczeniu 780 tys. dolarów.

- Jak to możliwe, że Pana odkrycia, o których głośno było na całym świecie, w Polsce są stosunkowo mało znane?
- Trudno mi powiedzieć, może to już nasza polska specjalność [śmiech]. Muszę przyznać, że sam raczej o to nie zabiegałem. Starałem się robić swoje i nie oglądać się na to, co dzieje się wokół. Cieszę się, że zostało to docenione w Ameryce.

- Co będzie mógł Pan zrobić za te pieniądze?
- Chodzi o zweryfikowanie tradycyjnej chronologii wschodniego Śródziemnomorza i wyjaśnienie takich zagadek, jak sprawa wybuchu wulkanu Thera, który zniszczył kulturę minojską i zupełnie przestawił bieg wydarzeń nie tylko w tamtej części świata. To jest ogromna zagadka historyczna. Od datowania tej katastrofy zależy, czy potwierdzą się chronologie egipskie (opracowane na podstawie listy egipskich faraonów) oraz bliskowschodnie. Tradycyjne datowanie wskazuje na XV wiek przed naszą erą (1450-1500 p.n.e.), natomiast badania radiowęglowe lokują tę datę znacznie wcześniej (1600-1620 p.n.e.). Gdyby nam udało się potwierdzić badania radiowęglowe, mielibyśmy do czynienia z prawdziwą rewolucją w historii starożytności. Tradycyjne chronologie wymagałyby gruntownej zmiany interpretacji. Temat jest tym bardziej „gorący” w środowisku naukowym, że metoda datowania węglowego jest coraz częściej kwestionowana.

- Dziś trudno nam sobie wyobrazić, że jeden wybuch wulkanu potrafi zmienić losy świata.
- Bo skala tamtego wybuchu rzeczywiście była niewyobrażalna. W ubiegłym roku wybrałem się tam po raz pierwszy, spenetrowałem zarówno wyspę Thera, jak sąsiednią Therasię. Skutki były większe niż wszystkie inne, które widziałem wcześniej. Żeby ustalić datę wybuchu, musimy znaleźć jego ślady w przyrostach rocznych drzew, które wówczas rosły. Trzeba będzie najpierw znaleźć drewno z drugiego tysiąclecia przed naszą erą, a następnie w tym drewnie odczytać sygnał wybuchu odnotowany przez drzewa. Poszukiwać będę tych drzew na terenie Bałkanów, Grecji i Turcji. Mam na to 5 lat, wierzę, że jest to czas, który pozwoli rozwiązać nam starożytną zagadkę.

- Tajemnice obrazów Rembrandta, zagadka Biskupina, historia hiszpańskich podbojów, a teraz niewyjaśniona katastrofa starożytna. Koledzy z innych dziedzin mogą Panu pozazdrościć możliwości łączenia pracy badawczej z przygodą. Prawie jak Indiana Jones.
- Nauką zająłem się dawno temu, pod wpływem lektur z dzieciństwa. Czytałem książki o wyprawach w głąb Afryki i ekspedycjach himalajskich. Niestety, to wszystko zostało już zbadane [śmiech]. Tymczasem nasza wiedza o przeszłości nadal jest bardzo uboga. Zawsze staram się być na miejscu, którym się zajmuję, muszę poczuć jego atmosferę, więc sporo czasu spędzam w różnych zakątkach świata. Zdecydowanie nie jestem badaczem zza biurka. Realizuję się w pracy terenowej i kontaktach z innymi ludźmi. Bo moja praca nie miałaby szansy powodzenia, gdybym nie miał przyjaciół w wielu krajach.

- To niejedyny projekt, w który jest Pan obecnie zaangażowany.
- W Europie zajmuję się m.in. projektem dotyczącym zasobów leśnych, które umożliwiły hiszpańską i portugalską ekspansję kolonialną. To jest duży projekt „Curie”, do którego udało mi się nieformalnie wprowadzić również Uniwersytet Mikołaja Kopernika. Tu również dochodzimy do ciekawych wniosków. Wiemy, że wielkie stocznie działały w Sewilli, ale okazuje się, że drewno przez nie używane spławiane było kilkaset kilometrów z gór.

W Polsce mam drobniejsze projekty z kolegami z Instytutu Archeologii UMK. Zajmujemy się wczesnośredniowiecznymi osadami na pomorskich jeziorach. Z Piotrem Kłodą, kolegą z Łodzi, odkryliśmy najstarszy zachowany w Polsce kościół. Już wcześniej datowaliśmy kościół w Tarnowie Pałuckim na 1374 rok, a w tym roku, na Dolnym Śląsku trafiliśmy na konstrukcję prawie o pół wieku starszą.

Nadal też zajmuję się datowaniem dzieł sztuki. Ostatnio badałem „Sąd ostateczny” przypisywany Hieronimowi Boschowi, ale okazało się, że jest o kilkadziesiąt lat młodszy.

Od czasu do czasu mam też do przebadania jakiś instrument muzyczny albo drewniane okładki rękopisów.

- Czy jest szansa, że ten grant przyczyni się do tworzenia polskiej szkoły dendrochronologii?
- Mam taką nadzieję. Z tych pieniędzy będę mógł wreszcie wyposażyć pracownię, zatrudnić jednego doktoranta i doktora. Ludzie, którzy chcą zostać dendrologami muszą być pasjonatami, a jednocześnie wykazać się dużą cierpliwością.

Współpracują ze mną zarówno technologowie drewna, biolodzy, jak i archeolodzy, historycy i oczywiście geografowie. Bo do dendrochronologii trafia się z różnych kierunków. Konieczne jest tu jednak przekraczanie granic swoich dziedzin. Czasem zazdroszczę na przykład archeologom, że mogą skupić się na jednej dziedzinie i jednym okresie. Ja muszę krążyć pomiędzy ich dziedziną a chemią, biologią, a nawet historią sztuki.

Adam Willma

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.