Jacek Deptuła

Piłsudski wierzył, że z Polakami można bez bata [rozmowa]

W 1914 roku Józef Piłsudski ze swoją Kompanią Kadrową liczącą dwustu żołnierzy rzucił się z motyką na słońce. Fot. archiwum W 1914 roku Józef Piłsudski ze swoją Kompanią Kadrową liczącą dwustu żołnierzy rzucił się z motyką na słońce.
Jacek Deptuła

W listopadzie 1918 roku Józef Piłsudski sądził, że niepodległość Polski jest tak bezcenna, że odpowiedzialni politycy powinni oddzielić grubą krechą partyjne przedwojenne spory i kłótnie. Jednak wkrótce się rozczarował. W parlamencie panowało nieopisane partyjniactwo, a w biednym kraju kwitła korupcja i nepotyzm.

- Kim dla pana jest Józef Piłsudski - bardziej spiżową postacią, czy też dyktatorem, autorem krwawego puczu wojskowego w 1926 roku ? Mija właśnie 90 lat od tych wydarzeń, mamy pomniki i ulice marszałka Piłsudskiego...
- Przede wszystkim to postać historyczna, jeden z założycieli II Rzeczpospolitej obok takich postaci, jak Ignacy Paderewski, Wincenty Witos czy Roman Dmowski. To niezwykle ciekawa postać zarówno z punktu widzenia biografii, jak i codziennego życia. W działalności politycznej był człowiekiem, który dokonał kilku niezwykłych wolt. Z jednej strony w okresie zaborów przez wielu ludzi był postrzegany jako człowiek niebezpieczny, który napadał na pociągi i kradł, słowem - klasyczny bandyta. Czytając niektóre wspomnienia ludzi tamtej epoki, bardzo często działalność nielegalnej wtedy Polskiej Partii Socjalistycznej Frakcja Rewolucyjna, do której należał, to było awanturnictwo. Wcześniej został zesłany na Syberię zyskując nimb bohaterstwa, choć zesłano go przypadkowo, w pewnym sensie jego sprawa była odpryskiem procesu brata Bronisława i brata Lenina.

- To był początek legendy marszałka Józefa Piłsudskiego?
- Tak, białej legendy - po przewrocie majowym jego zwolennicy skrzętnie „czyścili” archiwa dotyczące jego osoby, które mogłyby posłużyć budowaniu czarnej legendy czy posądzeń o związki z obcymi wywiadami. Trzeci etap działalności przyszłego marszałka to czas po wybuchu I wojny światowej, kiedy jako brygadier rzucił się z motyką na słońce z dwiema setkami żołnierzy swojej słynnej Kompanii Kadrowej. Wreszcie, po zaledwie siedmiu latach niepodległości II RP, to autor krwawego puczu z 12 maja 1926 roku.

W 1914 roku Józef Piłsudski ze swoją Kompanią Kadrową liczącą dwustu żołnierzy rzucił się z motyką na słońce.
archiwum Dr Tomasz Kawski, historyk bydgoskiego UKW, pracuje w Instytucie Historii i Stosunków Międzynarodowych. Zainteresowania badawcze to problematyka żydowska przed i po II wojnie światowej.

- Czy młode państwo mogła zgubić niesławna sejmokracja, partyjniactwo, podziały i kłótnie w polskim parlamencie? Była to przecież główna przyczyna zamachu.
- Tego nie jesteśmy w stanie przewidzieć. Kiedy popatrzymy na genezę przewrotu majowego, to u podstaw leżały dwie przesłanki. Pierwsza dotyczy czynników zewnętrznych, m.in. wychodzenie z izolacji bolszewickiej Rosji, jej zbliżenie z Niemcami oraz zawieranie już przez ZSRR wielu umów z państwami europejskimi oraz USA. Był jeszcze traktat z Locarno z 1925 r. otwierający Niemcom możliwość rewizji granic z Polską. Zagrożeń zewnętrznych istotnie było sporo. Do tego dochodziły czynniki gospodarcze. W czerwcu 1925 r. wygasła umowa ekonomiczna polsko-niemiecka, zaczęły się kłopoty z eksportem, doszło wręcz do wojny ekonomicznej. Ledwo polska gospodarka nabrała tempa w wyniku reform Grabskiego, zaczęło rosnąć bezrobocie i inflacja.

- Jaka siła polityczna mogła zagwarantować Polsce względne bezpieczeństwo?
- Można wskazać trzy podstawowe nurty - z jednej strony socjalistów PPS, którzy wychodzili z założenia, że demokracja ma swoje wady i jej budowanie to proces, który musi się dokonać. Ten rozgardiasz musiał trwać, by demokracja okrzepła. Sejm Ustawodawczy, pracujący w latach 1919-1922 odegrał ogromną rolę, bardzo podobną do Sejmu kontraktowego. Pierwszy polski parlament musiał wyłonić nowe elity rządzące, które - z wyjątkiem Galicji - nie miały żadnych doświadczeń. Należało więc wypracować nową formułę parlamentarną, co prowadziło do niebywałych kłótni i konfliktów.

Drugi nurt, reprezentowany przez obóz piłsudczykowski i formacje prawicowe, mając na względzie bezpieczeństwo zewnętrzne i zewnętrzne Polski, paradoksalnie dążył do tego samego celu. Mimo zasadniczych różnic ideologicznych, zamierzał ukrócić władzę rozgadanego parlamentu na rzecz silnej i sprawnej władzy wykonawczej. Jedni i drudzy mniej lub bardziej oficjalnie nawoływali, że trzeba dokonać jakiejś wolty politycznej.

- Dobra zmiana polityczna ze skłóconym parlamentem, który dominował nad władzą rządu?
- Aby dokonać radykalnej wolty politycznej, a mówiąc wprost puczu, są dwie drogi. Pierwsza to przewrót wojskowy, a druga to metoda bardziej pokojowa.

- Pokojowy pucz?
- W pewnym sensie - chodziło o doprowadzenie do długotrwałego przesilenia gabinetowego. Od 1919 roku, od pierwszego rządu II RP, do gabinetu Witosa z maja 1926 roku, w Polsce było czternastu premierów, a jeden gabinet średnio sprawował władzę siedem miesięcy!

- Była to przegadana młoda demokracja, ale jednak demokracja.
- Raczej porażka parlamentaryzmu, choć z drugiej strony - gdzie ówcześni ludzie władzy mieli się tego nauczyć?

- Marszałek Piłsudski z premedytacją wycofał się z życia politycznego w 1922 r. czekając na to przesilenie?
- Józef Piłsudski był człowiekiem, który walnie przyczynił się do rozwoju demokracji w momencie odrodzenia naszej państwowości. Przejmuje władzę w listopadzie 1918 r., po czym w grudniu 1918 rozpisuje wybory do Sejmu Ustawodawczego. Mija półtora miesiąca i ordynacja wyborcza do parlamentu jest gotowa. Tak błyskawiczne rozpisanie wyborów do Sejmu przyczyniło się do wygenerowania nowych elit politycznych. Skompromitowane ziemiaństwo i burżuazja oraz część starych elit zostały odsunięte od władzy wolą wyborców. Złośliwi mawiali, że Sejm Ustawodawczy jest parlamentem chłopskim. I rzeczywiście, chłopi lub ich synowie stanowili tam zdecydowaną większość! I oto parę lat później, 12 maja 1926 r. marszałek Piłsudski Polskę, to własne, wyśnione dziecko, okalecza i oszpeca brutalnym przewrotem.

- Nie „otake”, mówiąc językiem klasyka, Polskę walczył?
- Piłsudski urodził się tuż po powstaniu styczniowym. Z jednej strony w jego wychowaniu pojawiały się cechy romantyczne, a z drugiej - narodowej traumy klęski 1863 r. Marszałek wychodził z założenia, że w skoro w listopadzie pojawiła się ta Polska, byle jaka, ale jednak Polska, to jest to sama w sobie wielka wartość. Coś niezwykle cennego, za którą ginęli przodkowie. Sądził więc, że elity polityczne powinny zachowywać się niezwykle odpowiedzialnie. Skoro tak, to powinna pojawić się nowa jakość w polskiej polityce, by nie utracić tej wielkiej zdobyczy. W jego mniemaniu tworzące się elity powinny dokonać swoistej „eutanazji” politycznej. Istniejące do 1918 roku partie polityczne powinny się samorozwiązać, by nie przenosić odium partyjnych walk i kłótni. Mówiąc dzisiejszym językiem chciał, by grubą krechą odciąć się od starego systemu.

- Trudno sobie wyobrazić, że to mogło się udać w Polsce...
- Oczywiście, że nie, przedwojenne konflikty polityczne zostały przeniesione żywcem do II Rzeczpospolitej. Rozbicie polityczne i swary z lat I wojny i wcześniejszych nie zostały przełamane i co gorsza - jeszcze bardziej się nasiliły.

- Polityk tej klasy nie przewidział sejmokracji, cechy naszej przedrozbiorowej polityki?
- W takiej skali - nie. Ostatecznie jego nadzieje rozwiał zamach na prezydenta Gabriela Narutowicza w grudniu 1922 r. Piłsudski odczuł to bardzo boleśnie, to był wstrząs dla całej lewicy i dużej części społeczeństwa. Wkrótce marszałek zaczyna dystansować się od czynnego uczestnictwa w polityce i osiada w Sulejówku. Zyskując nawet szacunek społeczeństwa jako człowiek, który z własnej woli wycofuje się z tego politycznego bałaganu.

- Jednak wiedział, że prędzej czy później wróci do polityki. Ale czy idąc z Sulejówka na Warszawę liczył się z krwawym przewrotem, w którym zginęło blisko 400 Polaków i prawie 900 zostało rannych?
- Wszystko wskazuje na to, że nie. Sądził, że prezydent Stanisław Wojciechowski ugnie się i pozwoli na zdeptanie konstytucji przez kogoś takiego, jak marszałek. Tymczasem prezydent zdecydowanie odmówił. Zachowanie Piłsudskiego po tej rozmowie było bardzo dziwne jak na zamachowca. W gronie kilku współpracowników pojechał do koszar na Pradze, powiedział, że jest zmęczony i żeby mu nie przeszkadzać. Natomiast kluczowe decyzje związane z użyciem broni podjęli gen. Gustaw Orlicz-Dreszer i płk Józef Beck. Myślę, że marszałek był pewien, iż dojdzie do przesilenia rządowego, po którym postawi wojsko w stan gotowości i przejmie władzę.

- Dlaczego, mając po przewrocie majowym pełnię władzy, po prostu nie rozwiązał parlamentu?
- Bo nie chciał, z prostego powodu - było to dla niego wygodne. Musiałby określić się politycznie, a tego nie zamierzał robić. To paradoks - oto po zamachu funkcjonuje parlament wybrany w 1922 roku, na który wszyscy wylewają pomyje. Najprościej byłoby rozgonić ten Sejm, wprowadzić rządy silnej ręki, więcej - Piłsudski mógł zostać prezydentem, ale odmówił. Otóż ten parlament był potrzebny marszałkowi do dwóch rzeczy. Po pierwsze - by posłowie swoją obecnością zalegalizowali zamach stanu. Myślał zapewne, że skoro nadal pełnią swą funkcję i biorą państwowe pieniądze, to znaczy, że się godzą z przewrotem. I drugi powód - chciał ostatecznie zohydzić Polakom parlamentaryzm w tym kształcie. Było to posunięcie przypominające wrzucenie granatu do szamba. Piłsudski zdawał się mówić: zobaczcie, jak wygląda ten polityczny bajzel. Chciał, żeby w ten sposób społeczeństwo stało się siłą sprawczą odrzucenia tego modelu demokracji i wygenerowało nową elitę rządzącą.

- Później zdawał sobie sprawę z konsekwencji sanacyjnych rządów? To bardzo polskie: groźny zamach stanu i później wszystko się rozłazi. A na miejsce starych skompromitowanych elit przychodzą nowe głodne władzy i apanaży, wierne lecz bierne.
- Na pewno zdawał sobie sprawę, że ponosi odpowiedzialność za śmierć rodaków. Ale ciekawe, że po przewrocie piłsudczycy nie powołali swojej partii politycznej, dopiero później powstaje Bezpartyjny Blok Wspierania Reform, który nie był klasyczną partią polityczną. Funkcjonowanie ekipy sanacyjnej przechodziło kilka etapów. Pierwszy to tworzenie nowych struktur sanacyjnej władzy. Lata 1927-28 to czas, w którym główne decyzje zapadają, jakbyśmy dziś powiedzieli, wśród tzw. liberałów. Radykalizacja rządów następuje dopiero w momencie pojawienia się światowego kryzysu gospodarczego lat 30., który nakręca społeczne emocje. Następuje podgrzanie nastrojów i dochodzi do brutalizacji języka i ostatecznie kończy się uwięzieniem części opozycji w Brześciu, a później utworzeniem ciężkiego obozu w Berezie Kartuskiej.

- Czy zamach majowy i dyktatura Piłsudskiego była w rezultacie mniejszym złem?
- Z prawnego punktu widzenia oczywiście był to antykonstytucyjny zamach stanu, nawet mimo późniejszego zalegalizowania go przez parlament. Natomiast w wymiarze historycznym bardzo trudno jest o jednoznaczną odpowiedź: to trochę tak, jakby pytać czy jedna choroba jest lepsza od drugiej. Do dziś pucz Piłsudskiego budzi kontrowersje nie tylko wśród historyków. Jednak trzeba przyznać, że jest jeden pewnik: po zamachu Polska stała się w pełni suwerennym państwem. Do 1926 r. w dużej mierze byliśmy zależni w wymiarze politycznym, ekonomicznym i wojskowym od Francji. Pierwsze, co Piłsudski zrobił po zamachu, to odesłał rozmaitych francuskich doradców i ekspertów do domu. Natomiast dyktatura... Cóż, marszałek był ledwo umiarkowanym autokratą na tle dyktatorów Włoch, Niemiec czy bolszewickiej Rosji. I co symboliczne - zmarł 12 maja 1935 roku, w dziewiątą rocznicę puczu.

Jacek Deptuła

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.