Obserwuje nas coraz więcej kamer. Możemy jeszcze tego pożałować

Czytaj dalej
Fot. Łukasz Kasprzak/archiwum Dziennika Łódzkiego
Sławomir Sowa

Obserwuje nas coraz więcej kamer. Możemy jeszcze tego pożałować

Sławomir Sowa

Obserwują nas na głównych ulicach, skrzyżowaniach, urzędach, bankach, osiedlach, klatkach schodowych, autobusach i tramwajach. Jest ich coraz więcej i chcemy, żeby było jeszcze więcej. Nadejdzie czas, gdy zaczniemy tego żałować.

Gdyby się dziś pokusić o wytypowanie miejskiej inwestycji, która budzi najmniej kontrowersji, duże szanse na pierwsze miejsce miałby miejski monitoring. Jeśli już budzi jakieś kontrowersje, to są to lokalizacja kamer, jakość obrazu i szybkość reakcji na wykryte wydarzenie. Potrzeba poczucia bezpieczeństwa jest w Łodzi tak silna, że bez pytania rezygnujemy z wolności, z prawa do odmowy bycia inwigilowanym. Kluczowe jest tutaj rozróżnienie między bezpieczeństwem a poczuciem bezpieczeństwa, czyli między kategorią obiektywną i subiektywną. Na pytanie czy w mieście jest bezpieczniej dzięki obecności kamer monitoringu nie da się odpowiedzieć. Potrafimy wyliczyć liczbę złodziejaszków, których udało się zidentyfikować dzięki monitoringowi, przytoczyć statystyki rozbojów, ale nikt przecież nie powie ze stuprocentową pewnością, że to właśnie monitoring jest czynnikiem sprawczym niższego wskaźnika przestępczości czy też wyższego wskaźnika wykrywalności przestępstw. Może akurat w danym rewirze w ciągu kilku lat zmieniła się struktura społeczna, może jest więcej patroli policji lub straży miejskiej, może wzrosły kwalifikacje funkcjonariuszy itd.

CZYTAJ TEŻ: Monitoring miejski: coraz więcej kamer obserwuje Łódź

Czy obecność kamery oddziałuje prewencyjnie na „malarzy” graffiti czy kibolskie hałastry? Wątpliwe. Od tego, żeby nie dać się zidentyfikować mają kaptury. Pijanego wandala, który seryjnie wybija szyby w samochodach na osiedlowej uliczce kamera też nie powstrzyma - takiemu jest wszystko jedno, czy akurat ktoś czy coś go obserwuje i nagrywa.

Czym innym jest poczucie bezpieczeństwa. Kodeksu karnego nie widać, za to kamerę i owszem. To rodzi poczucie, że jakiś Wielki Opiekun obserwuje i w razie czego zareaguje. Czy ta kamera w ogóle coś rejestruje i czy ktoś obserwuje podawany przez nią obraz - w danym momencie nie ma znaczenia. Jest kamera, jest bezpieczniej.

CZYTAJ TEŻ: Monitoring w Łodzi. Powstało miasto Wielkiego Brata?

Widać to także na najniższym szczeblu. Kiedy w bloku odbywa się zebranie mieszkańców, potrafią pokłócić się o stawkę opłat za windę, ogrodzenie trawnika, ale za kamerą na bloku i w klatce schodowej zagłosują wszyscy.

Kamera ma jeszcze jedną specyficzną właściwość - dzięki niej łatwo zdjąć z siebie poczucie obywatelskiej odpowiedzialności i solidarności. Nie muszę pomóc napadniętemu na ulicy, ani reagować na uliczne awantury - od tego są przecież kamery, których obraz ktoś obserwuje, więc mogę spać spokojnie. Tak rodzi się złudne poczucie dostarczonego z zewnątrz bezpieczeństwa. Jak złudne, pokazuje historia schwytania Marka W., który podczas samochodowego „rajdu” z centrum Łodzi na Teofilów, rozbijał samochody, a wreszcie zabił pieszego na pasach. Monitoring go nie powstrzymał. W pogoń za nim rzucił się mieszkaniec Teofilowa i to on, choć ciężko poturbowany, go złapał i obezwładnił. Kamera może natomiast odegrać rolę pomocniczą, już po fakcie. Tak właśnie było w tym przypadku. Samochodowy wideorejestrator utrwalił jak Marek W. zmienia kierunek jazdy, aby uderzyć w pieszego.

Być może potrzeba czasu, by przekonać się o społecznych kosztach masowej inwigilacji. Ludzie nie zawsze chcą, by inni wiedzieli z kim i kiedy się spotykają. Jedno nagranie może stać się dowodem w sądzie, inne, przy zbiegu okoliczności i złej woli dysponenta nagrania, może stać się na przykład narzędziem szantażu, albo - po anonimowym umieszczeniu w internecie - środkiem ośmieszenia, narażenia na szykany, kłopoty w domu lub w pracy. Czy kamera termowizyjna w parku na Zdrowiu będzie rejestrować tylko chuligańskie ekscesy? Czy jej operator oprze się pokusie podpatrzenia gorącej randki? Zawsze można powiedzieć, że ludzie powinni odpowiadać za swoje zachowania w miejscach publicznych, ale czy to na pewno zwalnia od odpowiedzi na pytanie o granice inwigilacji obywateli?

CZYTAJ TEŻ: Rozbudowa miejskiego monitoringu w Łodzi. Za blisko 1,7 mln zł zainstalują 55 nowych kamer

Dziś monitoring i ciągła obserwacja w imię podniesienia poczucia bezpieczeństwa są na fali wznoszącej. Na niektórych osiedlach łódzkich, ich mieszkańcy na instalację kamer się jednak nie godzą. Może to powinno skłonić nas do zastanowienia, czy nie nazbyt pochopnie oddajemy - bo nawet nie sprzedajemy - swoją wolność i prywatność w zamian za obietnicę bezpieczeństwa.

Sławomir Sowa

Jestem dziennikarzem w redakcji Dziennika Łódzkiego, zajmuję się m.in. problematyką wojskową, biznesem i polityką, ale lubię zanurkować w historię, zarówno tę lokalną, jak i powszechną, żeby poszukać punktów odniesienia i zdobyć dystans do tego, co dzieje się na bieżąco. Zainteresowania? Te zawodowe wyrastają z osobistych.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.