Marcin Darda

Niepolitycznie: Łódź, "miasto grzechu"

Niepolitycznie: Łódź, "miasto grzechu" Fot. Archiwum Polska Press
Marcin Darda

Na fotografii prezydent Łodzi Hanna Zdanowska (PO) w towarzystwie Grzegorza Nity, dyrektora Zarządu Inwestycji Miejskich. Podpis: „CBA - Łódź 2:0”. To tylko jeden z memów, które po postawieniu dyrektorowi Nicie zarzutów korupcyjnych przez prokuraturę, obiegły media społecznościowe, gdzie Łódź zaczyna być nazywana „prawdziwym Sin City”, czyli Miastem Grzechu.

Niepolitycznie: Łódź, "miasto grzechu"
Marcin Darda

Wynik 2:0 nawiązuje oczywiście do końca listopada zeszłego roku, kiedy to i prezydent Zdanowskiej postawiono zarzuty poświadczenia nieprawdy i wyłudzenia kredytu, który zresztą na długo przed zarzutami spłaciła. Nie wiadomo jednak kiedy gotowy będzie akt oskarżenia, bo gdy pytaliśmy o to w połowie marca, jeden z gorzowskich prokuratorów stwierdził tylko, że „śledztwo wciąż jest na biegu”.

Ale gdyby przyjrzeć się historii obu kadencji Hanny Zdanowskiej, ten wynik byłby dla Centralnego Biura Antykorupcyjnego jeszcze lepszy, choć póki co kilka spektakularnych zatrzymań nie znalazło finału w postaci prawomocnych wyroków, w tę czy inną stronę. Zaczęło się od Grzegorza Worona, w 2013 r. prezesa Zakładu Drogownictwa i Inżynierii, dziś spółki już nie istniejącej, którego też zatrzymało CBA, a prokuratura postawiła zarzuty niegospodarności i zmowy cenowej. Tyle tylko, że do dziś nie wiadomo, co się z tym śledztwem dzieje. Rok później pod potencjalnym zarzutem korupcji, tym razem politycznej, zatrzymano kluczowego urzędnika prezydent Zdanowskiej, szefa jej biura Tomasza Piotrowskiego, przewodniczącego klubu PO w łódzkim sejmiku. Tym razem CBA przestrzeliło: Piotrowskiemu żadnych zarzutów nie postawiono, sąd uznał, że zatrzymanie było bezprawne, a kilka miesięcy temu sprawę umorzono. Prokuratura w Gorzowie Wielkopolskim, która prowadziła to postępowanie, prawdopodobnie prześwietliła jednak na wylot laptop urzędnika i wpadła na inny trop. Następnym celem CBA został prezes miejskiej spółki Atlas Arena, Sławomir Maciaszczyk. Śledczy zarzucają mu, że nielegalnie przekazywał bilety, wejściówki i zaproszenia m.in. pracownikom magistratu, ich rodzinom i znajomym, w sumie na 288 tys. 503 zł, co prokuratura zalicza w poczet strat. Proces w tej sprawie trwa i to ta sprawa zdaje się być najbliższa prawomocnego wyroku.

Zresztą, gdyby na ten swoisty mecz CBA - Łódź spojrzeć szerzej, nie tylko przez pryzmat magistratu i jego spółek, łatwo zauważyć, że prokuratura i CBA bardzo wygodnie rozgościły się w Łodzi i łódzkiej PO. Wciąż na przykład trwa śledztwo w sprawie oświadczeń majątkowych senatora Macieja Grubskiego. CBA zbierało też dla warszawskiej prokuratury materiał dowodowy, który posłużył do postawienia zarzutów podania nieprawdy w oświadczeniach majątkowych i uchylania się od zapłacenia podatku Andrzejowi Biernatowi. To były poseł i były już szef regionu łódzkiego, który wycofał się z polityki. Inny były łódzki polityk PO, a obecnie prezes Najwyższej Izby Kontroli Krzysztof Kwiatkowski, też ma przy udziale CBA postawione zarzuty m.in. wpływania na wyników konkursów, także w łódzkiej delegaturze NIK. Jest jeszcze prokuratorskie śledztwo w sprawie oświadczeń majątkowych Eryka Rawickiego, dyrektora Miejskiego Ośrodka Sportu i Rekreacji. Dyrektor - dla ścisłości - nie jest związany z PO, a jeśli już, to bardziej z SLD. Zarzutów mu nie postawiono, śledztwo trwa.

Póki co jest więc Łódź miastem grzechów nieudowodnionych przez sądy. Nie chcę się bawić w statystyki czy jest jakieś inne miasto, w którym CBA zatrzymuje urzędników, a prokuratura stawia zarzuty częściej, niż w Łodzi, bo żadnej reguły to nie dowiedzie. Celniejsze byłyby statystyki skazań przez sąd. Zastanawiam się zatem, dlaczego w sprawie w której oskarżony jest Krzysztof Maciaszczyk, prokuratura dość szybko i sprawnie sformułowała akt oskarżenia i sprawa stoi na wokandzie, a w sprawie Zdanowskiej, zaryzykuję sformułowanie, że prostej jak konstrukcja cepa w porównaniu ze sprawą Maciaszczyka, wciąż jest „na biegu”.

Życie publiczne i polityczne nie oczyści się w Polsce, gdy takie sprawy miesiącami i latami będą wisieć w powietrzu między CBA, prokuraturą, sądem a opinią publiczną. Prezes Maciaszczyk, który do zarzutów się nie przyznaje, i tak względnie może się uznawać za szczęściarza, bo ma już możliwość bronienia się przed sądem, bez względu na to jaki wyrok zapadnie. Jemu Zdanowska ufa, nie pozbawiła go stanowiska mimo zarzutów. A Nita, choć też je otrzymał, nie przyznał się do nich. Uniknął aresztowania, ale został pozbawiony wszelkich pełnomocnictw. To daje do myślenia. Tak czy siak, temperatura w mieście rośnie, a w kręgach władzy staje się coraz bardziej duszno. Opinia publiczna ma prawo wiedzieć, czy Łódź to miasto przestępców w białych kołnierzykach, czy prokuratorów stawiających zarzuty, acz nie palących się do spisywania aktów oskarżenia i słania ich do sądów.

Marcin Darda

Dziennikarz Dziennika Łódzkiego. Najważniejsze informacje ze świata polityki, samorządów i partii politycznych Łodzi i regionu łódzkiego. Informacje zdobywam sam, zazwyczaj takie, którymi władza nie chciałaby się chwalić na konferencjach prasowych.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.