Niepolitycznie: Jabłoński, patriota "nielegalny"

Czytaj dalej
Marcin Darda

Niepolitycznie: Jabłoński, patriota "nielegalny"

Marcin Darda

Nigdy nie byłem współpracownikiem SB rozumianej jako „policja polityczna” - oświadczył Ireneusz Jabłoński, były już wiceprezydent Łodzi. Owszem, nie był współpracownikiem, tylko kadrowym pracownikiem. Jest tak dlatego, że pion „nielegalnych” wywiadu cywilnego, w którym pracował to był de facto wydział XIV departamentu I Ministerstwa Spraw Wewnętrznych. A departament I był częścią Służby Bezpieczeństwa.

Niepolitycznie: Jabłoński, patriota "nielegalny"
Marcin Darda

To dlatego zapewne usłyszeliśmy ten zabieg semantyczny, wedle którego Jabłoński nie był w „SB rozumianej jako policja polityczna”. Generalnie departament I zajmował się „zdobywaniem tajnych dokumentów i informacji dotyczących politycznych, ekonomicznych, militarnych i wywiadowczych planów i zamierzeń skierowanych przeciwko Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i krajom obozu socjalistycznego”.

Sam były wiceprezydent tłumaczy, że rok podjęcia kontaktu, najpierw z SB, potem z wywiadem, czyli 1988, był czasem gdy „nie było już żadnego komunizmu, był system totalitarny i to w stanie znacznego rozkładu”. Nie wiem, szczerze mówiąc, co to za różnica, bo system totalitarny to taki, w którym państwo posiada lub dąży do posiadania całkowitej kontroli nad społeczeństwem i kontroluje lub stara się kontrolować wszystkie aspekty życia publicznego i prywatnego na tyle, na ile jest to możliwe. Do wywiadu takiego państwa wstąpił Ireneusz Jabłoński. Czy był to system „w stanie znacznego rozkładu”? Ekonomicznie z pewnością, ale w sensie inwigilacji, kontroli opozycji, obywateli raczej nie. Przypomnę tylko, że jeszcze w 1989 r., przed rozpoczęciem obrad okrągłego stołu, tzw. nieznani sprawcy, czyli funkcjonariusz SB, zamordowali dwóch księży. A generał Czesław Kiszczak, symbol opresyjności PRL, ministrem spraw wewnętrznych był jeszcze do lipca 1990 r. Czyli „system totalitarny” trzymał się w tym czasie dobrze, a przynajmniej próbował.

Jedna z motywacji wstąpienia do wywiadu, jaką przedstawił były wiceprezydent, czyli „patriotyzm”, też jest kontrowersyjna, bo do tej pory przyjmowano, że patriotami byli wówczas ci, którzy przeciwko PRL występowali, a nie wstępowali do jej tajnych służb, które - przypomnę - zajmowały się wszystkim, co było skierowane „przeciwko Polskiej Rzeczypospolitej Ludowej i krajom obozu socjalistycznego”.

Ireneusz Jabłoński powtórzył też kilkakrotnie, że „nie prowadził działalności operacyjnej na terenie naszego kraju, poza programem szkoleniowym”. Szkoda, że były wiceprezydent nie może powiedzieć nic więcej na temat szczegółów swojej tajnej pracy. Szkoda, bo np. dr Tadeusz Witkowski, badacz akt przechowywanych w Instytucie Pamięci Narodowej, były pracownik Służby Kontrwywiadu Wojskowego i członek Komisji Weryfikacyjnej ds. Wojskowych Służb Informacyjnych, w jednym z wywiadów stwierdził, że za granicą „(...) na celowniku operacyjnym Departamentu I MSW znajdowały się instytucje i ludzie związani z kształtowaniem opinii, zagraniczne uczelnie, organizacje, media... w tym również, a może nawet przede wszystkim, organizacje i media polonijne, w szczególności te, które współpracowały z opozycją demokratyczną i niepodległościową w Polsce”. Cóż, nie mówię, że akurat tak to wyglądało w przypadku Jabłońskiego, ale ewentualne tłumaczenia raczej sensu już nie mają, nie jest już bowiem były wiceprezydent osobą publiczną.

Mogę sobie za to wyobrazić, jak wyglądała rekrutacja Jabłońskiego przez prezydent Hannę Zdanowską (PO) do pracy w magistracie na stanowisku wiceprezydenta. On powiada, że poinformował prezydent o pracy w wywiadzie cywilnym PRL, ona powiada, że wspomniał jedynie o „studenckiej przygodzie z wywiadem”. Obie relacje się nie wykluczają, zakładając że w informacji wiceprezydenta nie pojawił się złowrogi skrót SB. I tyle zapewne wystarczyło prezydent Zdanowskiej. Gdyby zażądała od wiceprezydenta oświadczenia lustracyjnego lub zapytała, czy w przeszłości w ogóle takie składał, mogłaby sobie oszczędzić wizerunkowej wtopy. Co ciekawe, profesor Sławomir Cenckiewicz po zdymisjonowaniu Ireneusza Jabłońskiego napisał na Twitterze: „Trzeba to przyznać: szacunek dla PO i Prezydent Hanny Zdanowskiej za natychmiastową reakcję w sprawie związków Jabłońskiego z Wydz. XIV Dep. I”. Ktoś jednak złośliwie pod tym tekstem spuentował, że „szacunek to się należy Cenkiewiczowi, bo Zdanowska nie miała innego wyjścia , by zachować twarz”.

Marcin Darda

Dziennikarz Dziennika Łódzkiego. Najważniejsze informacje ze świata polityki, samorządów i partii politycznych Łodzi i regionu łódzkiego. Informacje zdobywam sam, zazwyczaj takie, którymi władza nie chciałaby się chwalić na konferencjach prasowych.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.