Nad wyciętymi 100-letnimi okazami ścinali się na słowa

Czytaj dalej
Fot. Andrzej Zdanowicz
Andrzej Zdanowicz

Nad wyciętymi 100-letnimi okazami ścinali się na słowa

Andrzej Zdanowicz

Puszcza Białowieska. - Sadzimy 1000 drzew na minutę - chwalili się leśnicy podczas propagandowej akcji ministra środowiska. - Dobrze, że nie są sadzone w rządkach - ironizowali ekolodzy. Sądzą, że wkrótce nastąpi wielka wycinka.

„Puszcza to nie plantacja” - takie hasło górowało nad uczestnikami akcji „Odnawiamy Puszczę Białowieską”, zorganizowanej przez Ministerstwo Środowiska. Umieścili je ekolodzy na samotnym drzewie rosnącym na rozległej polanie przy drodze łączącej Narewkę z Białowieżą. Niedawno miejsce to porastały stuletnie drzewa. Ale zostały wycięte. A nowe sadzili w piątek nie tylko leśnicy, ale też samorządowcy, mundurowi, duchowni. Sam minister środowiska Jan Szyszko - mimo nieoficjalnych zapowiedzi - nie przybył. Nie przeszkadzało to ekologom, którzy nie zostawili na nim suchej nitki.

- Szyszko działa zgodnie ze scenariuszem z „Ucha prezesa” - wyciął stuletnie drzewa, ich miejsce zajmie plantacja, która za 100 lat będzie miała 100 lat - twierdzi Adam Bohdan ze stowarzyszenia Pracownia na rzecz Wszystkich Istot. - Byłoby to śmieszne, gdyby rzecz się działa w lesie gospodarczym, a nie w ostatnim naturalnym lesie Europy.

Choć nie przybył ani minister, ani Andrzej Konieczny, podsekretarz stanu w resorcie, teren zabezpieczono tak, jakby miał przyjechać prezydent. Drogi dojazdowe obstawiły służby mundurowe, które sprawdzały każdego. A akcja sadzenia była otwarta...

- To przez to, że zrobiono nam kilka „niespodzianek” - tłumaczył Jarosław Krawczyk z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Białymstoku, mając na myśli napis „Puszcza to nie plantacja” i transparenty zawieszone na dwóch innych drzewach. Nie rozwinięto ich, bo pilnowali ich leśnicy.

- Wokół pni po ściętych drzewach rozsypano trociny - dodała Maria Bielecka z RDLP w Białymstoku. - To żenujące. Drzewa te ścięto już dawno, a trociny są świeże.

Do transparentów i rozsypania trocin przyznały się organizacje Dzika Polska i Greenpeace. Według tej ostatniej organizacji wycinka to preludium do tego, co nastąpi w całej Puszczy Białowieskiej poza parkiem narodowym i rezerwatami. Ma to być intensywna, o czysto komercyjnym charakterze, wycinka chronionych, ponad stuletnich fragmentów lasu. Pod piły, oprócz martwych świerków, mają pójść też zdrowe dęby.

- Lasy Państwowe sadzą najwięcej drzew w kraju - zapewniał Krawczyk. - W całej Polsce sadzimy 1000 drzew na minutę. A w północno-wschodniej części kraju - jedno na sekundę.

Jego entuzjazmu nie podzielał Adam Bohdan.

- To jest pień po stuletnim dębie - pokazywał. - Wycięto wiekowe drzewa, by posadzić nowe.

- Drzewa były już martwe w wyniku działań kornika - mówiła Bielecka.

- Wszystkie? - dopytywał ekolog.

- Możliwe, że wskazany przez pana dąb był zdrowy, ale został złamany przez inne ścięte drzewo - tłumaczył Krawczyk. - Z zasady zostawiamy zdrowe drzewa, co widać choćby na przykładzie lipy, na której napisaliście „Puszcza to nie plantacja”. Z tym hasłem się zgadzam, dlatego nie sadzimy drzew pod linijkę.

-Dobrze, że przynajmniej nie zaorano działki i drzewa nie są sadzone w rządkach - ironizował Bohdan.

- Tu głównie rosły świerki, które w wyniku działań kornika i zmiany wilgotności zaczęły ginąć - tłumaczył Sławomir Bakier, dziekan Zamiejscowego Wydziału Leśnego Politechniki Białostockiej. - Teraz sadzimy głównie dęby. Gdybyśmy pozostawili wszystko naturze, dęby te wyrosłyby tu za kilkaset lat. My tylko przyspieszamy ten proces.

Andrzej Zdanowicz

Dziennikarz Polska Press w Bielsku Podlaskim

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.