Mieszkanka: za zachowanie ratowników należą się nam przeprosiny. Dyrektor pogotowia: nie mam podstaw, żeby nie wierzyć zespołowi karetki

Czytaj dalej
Fot. Piotr Krzyżanowski/Polska Press
Natalia Dyjas-Szatkowska

Mieszkanka: za zachowanie ratowników należą się nam przeprosiny. Dyrektor pogotowia: nie mam podstaw, żeby nie wierzyć zespołowi karetki

Natalia Dyjas-Szatkowska

Czytelniczka uważa, że ona i jej mąż zostali źle potraktowani przez zespół pogotowia ratunkowego. Na miejscu miało, według niej, dojść do szamotaniny, w której ucierpiał starszy człowiek. Co na to dyrekcja placówki?

Do naszej redakcji przyszła Czytelniczka, pani Janina (nazwisko do wiadomości redakcji), która chciała opowiedzieć o sytuacji z minionego tygodnia. Roztrzęsiona, z dokumentami i zdjęciami rany na ręce jej męża. Ale wszystko od początku…

Według jej relacji pani Janina w piątek, 14 lutego, bardzo źle się poczuła. Od lat choruje na kręgosłup. Ale tym razem, jak mówi, dostała takiego ataku, że nie mogła ruszyć ani ręką, ani nogą. Relacjonuje, że miała też kłopot ze złapaniem oddechu. W piątek zadzwoniła na pogotowie. – Powiedziałam, że mam 71 lat i pierwszy raz w życiu wzywam pogotowie – mówi kobieta. - Pan dyspozytor poradził mi, żebym skontaktowała się z lekarzem dyżurnym na pogotowiu. Tak zrobiłam. Tam dowiedziałam się, że pogotowia do takich sytuacji nie wzywają. I mam przyjechać na pogotowie. Wyjaśniłam, że nie jestem w stanie, nie mam z kim.

"Mówiłam, że brakuje mi powietrza"

Według relacji zielonogórzanki, mąż kobiety zadzwonił na numer 112. Powiedział, że żona ma bóle zamostkowe. Kobieta opowiada, że przekierowano go do dyspozytora. - Mój mąż jest porywczy, nie powiem. Może powiedział parę mocnych słów – wyjaśnia kobieta. - Pan dyspozytor zdenerwował się, dlaczego mowa o tym, że mam bóle zamostkowe, a nie było to powiedziane jak wzywałam karetkę. Powiedziałam, że wcześniej mówiłam, że brakuje mi powietrza...

"Lekarz twierdzi, że mąż go uderzył"

Karetka przyjechała do zielonogórzanki. W mieszkaniu był także jej mąż, poruszający się o kulach. – Ratownicy zaczęli pytać, po co dzwoniłam, że przecież mogłam przyjść na pogotowie – twierdzi mieszkanka. - Mój mąż chciał powiedzieć, jakie podał mi leki. Tłumaczył, że ma 85 lat, nie jeździ wieczorem, dlatego mnie nie zawiózł. Usłyszał, że z kulami chodzi dużo osób. Mąż chciał więc pokazać, jak ciężko się o nich chodzi. Potknął się. Zrobiła się szamotanina. Lekarz twierdzi, że mąż go uderzył. Dwóch ratowników wzięło mojego męża pod ręce i zabrali do pokoju stołowego – twierdzi zielonogórzanka. - Uszkodzili mu rękę – na dowód kobieta pokazuje zdjęcia, na których widać zakrwawioną kończynę. - Mąż ma słabe krzepnięcie krwi, na podłodze było jej sporo. Mojej choroby nie potraktowano poważnie. Leki złagodziły ból na 30 proc. na około godzinę. Później on się nasilił.

Kobieta podkreśla, że przez ból ostatecznie musiała na drugi dzień udać się na pogotowie.

"Ludzi starszych powinno się traktować z empatią"

- Ludzi starszych powinno traktować się z empatią, a nie jak zło konieczne – mówi zielonogórzanka. – Jestem rozgoryczona – dodaje ze łzami. – Mój mąż swoje przeżył, ma prawo być porywczy. Tak go potraktować. Rękę mu wykręcili. A on ma pierwszy stopień niepełnosprawności, rozrusznik. Przecież nam za to wszystko należą się przeprosiny.

Mąż pani Janiny zadzwonił po wnuka, żeby wezwał policję. Funkcjonariusze przyjechali zaś na wezwanie lekarza.

Co na to policja?

- Policjanci zostali wezwani przez załogę karetki – mówi Małgorzata Stanisławska, rzeczniczka Komendy Miejskiej Policji w Zielonej Górze. – Rozmawiali z lekarzem i starszym panem, sporządzili notatkę. Pan doktor miał się pojawić, żeby złożyć zawiadomienie. Będziemy wyjaśniać wszystkie okoliczności zaistniałe podczas tej interwencji.

Tyle relacji mieszkanki. Skontaktowaliśmy się też z lekarzem, który był obecny na miejscu zdarzenia. Uzyskaliśmy informację, że oficjalnie w tej sprawie może wypowiedzieć się tylko dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Zielonej Górze.

Według dokumentu sporządzonego przez lekarza, który udostępniła nam sama Czytelniczka, wynika, że to starszy mężczyzna stał się agresywny, używał niecenzuralnych słów, a następnie miał uderzyć lekarza w twarz, szyję i prawy bark… Potem poszedł do pokoju obok, gdzie ratownicy usłyszeli huk. I okazało się, że chory ma ranę lewego przedramienia, nie zgodził się na zaopatrzenie rany.

To policjant opatrywał rany męża kobiety

To był zespół specjalistyczny

- Nie mam podstaw do tego, żeby nie wierzyć zespołowi karetki – mówi zaś Marcin Mańkowski, dyrektor Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Zielonej Górze. – To był zespół specjalistyczny. Są w nim trzy osoby. Jeżeli każdy z nich potwierdza taką wersję zdarzeń, jaka była na miejscu, to nie mam podstaw, żeby im nie wierzyć. Jak dotarła policja na miejsce, to z relacji doktora wiem, że pani potwierdziła przebieg zdarzenia do momentu jej przyjazdu. A teraz jest nagle zmiana opisu zdarzenia przez rodzinę. Zawsze uważam, że jeżeli są takie sytuacje, iż jeżeli państwo twierdzą, że pan został pobity czy napadnięty, to sprawę należy oddać na policję. Ponieważ policja ma na sobie kamery. I od pewnego momentu wypowiedzi rodziny czy zespołu ratunkowego powinny być nagrane. Najbardziej odpowiednią instytucją, która rozstrzygnie taki spór jest policja czy też prokuratura. Jeżeli doszło do tego, że zespół faktycznie pobił pacjenta, to takie rzeczy trzeba wyjaśniać. Moje możliwości opierają się na rozmowie z zespołem, sprawdzeniu karty medycznych czynności. Nie mam żadnych innych możliwości, żeby taki spór rozstrzygnąć.

Jakie kroki może podjąć pacjent, jeżeli czuje się poszkodowany? Sprawę może zgłosić do odpowiednich służb.

- Jeżeli pacjent się czuje źle potraktowany, to powinien napisać skargę do Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego w Zielonej Górze. – Opisując całe zdarzenie. My w tym momencie na piśmie otrzymujemy wyjaśnienia od członków czy też od kierownika zespołu. Analizujemy dokumentację z radcą prawnym, odpisujemy rodzinie. Jeżeli rodziny nie satysfakcjonuje odpowiedź bądź od razu uważają, że zostali napadnięci, to sprawę od razu trzeba zgłosić na policję. Pobicie zgłasza się na policji.

ZOBACZ TEŻ: ZIELONA GÓRA. Medkol zostaje! Sprawa publicznej przychodni nie trafi na kolejną sesję sejmiku. Głos pracowników i pacjentów wzięto pod uwagę
[polecane] 19769599, 19767787, 19743063, 19739627, [/polecane]

Natalia Dyjas-Szatkowska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.