Problemy miłosne i zdrady łodzian, które kończyły się wielką tragedią

Czytaj dalej
Fot. archiwum Muzeum Miasta Łodzi
Anna Gronczewska

Problemy miłosne i zdrady łodzian, które kończyły się wielką tragedią

Anna Gronczewska

Niedługo obchodzić będziemy walentynki. Miłość jednak nie zawsze prowadzi do szczęścia. Czasem do zbrodni... Przed wojną w Łodzi i regionie zdarzały się sytuacje, w których miłosne problemy rozwiązywano za pomocą kwasu solnego, pistoletu i...

Walentynki 2022

O tym do czego może doprowadzić nieszczęśliwa miłość przekonał się pod koniec lat 20. minionego wieku pewien łodzianin, Mieczysław Wasiak. Miał dobrą posadę i był zaręczony z córką bogatego kupca. Wydawało się, że nic nie stanie na drodze do szczęścia. Wiele osób mu zazdrościło. Nie był bogaty, ale małżeństwo miało odmienić jego sytuację finansową. Tym bardziej, że przyszły teść chciał, żeby został jego wspólnikiem. Ale okazuje się, że serce nie sługa.

- Nie poślubię pańskiej córki, kocham inną - oznajmił pewnego dnia przyszłemu teściowi Mieczysław. - Zrywam zaręczyny!

Szybko okazało się, że powodem zerwania zaręczyn była dziewczyna z półświatka, która zawróciła w głowie Mietkowi. Nazywała się Józefa Włodakowska. Podobno chłopak zakochał się w niej od pierwszego wejrzenia.

Codziennie ją odwiedzał. Józefa nie traktowała początkowo poważnie tych zalotów. Widziała, że Mietek jest zaręczony, była przekonana, że to tylko przelotna znajomość i chłopak ją rzuci, wróci w objęcia narzeczonej. Ten jednak zapewniał, że kocha tylko Józię. W międzyczasie Mietek stracił pracę.

- Dziewczyna wciągnęła go zaś w swoje towarzystwo składające się z mętów społecznych i ich przyjaciółek - pisał pod koniec lat 20. łódzkie „Echo”. - Chłopak zerwał stosunki z dotychczasowym środowiskiem.

[polecane]6385971[/polecane]

Kiedy Mietek stracił wszystkie swoje oszczędności, Józefa namówiła go, by zaczął kraść. Zakochany chłopak posłuchał dziewczyny. Został „doliniarzem”, czyli kieszonkowcem. Nie był jednak doświadczonym złodziejem, więc szybko złapali go policjanci. Trafił na kilka miesięcy do więzienia. Gdy z niego wyszedł wrócił do Józefy. Ta dalej kazała mu kraść i oddawać wszystkie „zarobione” pieniądze.

- Zlituj się nade mną - miał ją błagać Mieczysław. - Przez ciebie zostałem przestępcą, zwichnąłem sobie karierę. Jestem gotów do największych poświęceń, dlaczego więc mnie tak maltretujesz?

Ale Józefa nie zamierzała się zmieniać.

- Znudziłeś mi się! - zakomunikowała mu pewnego dnia. - Poszukaj sobie innej!

- Józefo, opamiętaj się! - błagał ją Mieczysław. - Jestem teraz zdolny do największej zbrodni!

Dziewczyna nie przejmowała się jego groźbami. Na dodatek zagroziła, że jeśli będzie za dużo gadał to wyda go policji. Wtedy Mieczysław nie wytrzymał. Chwycił nóż i ugodził nim ukochaną. Na szczęście rana nie była groźna. Mieczysław Wasiak trafił na pół roku do więzienia...

Wypiła kwas, bo ją porzucił

Tragiczniej zakończyła się miłosna historia dla Józefa Owczarka, ze wsi Anielin, w powiecie łaskim. Bardzo kochał swoją żonę Stanisławę i córkę Antoninę. Te jednak nie odwzajemniały tej miłości. Któregoś dnia związały go, po czym kuchennym nożem obcięły mu... przyrodzenie. Obie panie sąd skazał za to na rok więzienia.

W 1928 roku łódzkie gazety opisywały historię 26-letniego Bronisława Kołodziejczyka. Był on zaręczony ze starszą od siebie Bronisławą Bednarską. Para planowała ślub, miała wynająć mieszkanie, ale Bronka powołano do wojska. Oczywiście ku rozpaczy Broni... Była jednak szczęśliwa, że narzeczony codziennie pisze do niej czułe listy, zapewnia że ją kocha... Nic więc dziwnego, że z wielką radością przyjechał wiadomość, że Bronek wraca do cywila. Jednak coś w ich związku się zmieniło. Chłopak nie odwiedzał jej tak często jak przed pójściem do wojska. W końcu oświadczył, że zrywa z Bronią. Dziewczyna nie mogła się pochodzić z tą decyzją. Nachodziła swego byłego narzeczonego w domu, na ulicy. On jednak pozostawał nieugięty. Twierdził, że już jej nie kocha.

- Wypalę ci oczy! - zagroziła po jednej z awantur odrzucona narzeczona.

Bronek Kołodziejczyk nie traktował tych gróźb poważnie. Ale któregoś dnia siedział sam w domu. Wtedy odwiedził go kolega, Władek. Powiedział, że w bramie czeka na niego Bronia Bednarska. I koniecznie chce z nim porozmawiać. Bronek wyszedł na spotkanie. Gdy zbliżył się do dziewczyny ta wyjęła spod chusty garnuszek z jakąś cieczą. Po chwili chlusnęła nią w twarz Bronka. Mężczyzna zaczął przeraźliwie krzyczeć. Upadł i stracił przytomność. Na podwórko wybiegli sąsiedzi, którzy wezwali pogotowie. Okazało się, że Bronia poparzyła twarz i piersi byłego narzeczonego kwasem solnym. Bronek przeżył, ale został oszpecony na całe życie. Bronię aresztowano. Tłumaczyła, że to niedoszły mąż próbował się na niej zemścić. Doszło do szarpaniny podczas której sam się poparzył kwasem solnym. Sąd skazał Bronisławę Bednarską na cztery miesiące więzienia.

Problemy miłosne i zdrady łodzian, które kończyły się wielką tragedią
archiwum Muzeum Miasta Łodzi Dramaty spowodowane miłością miały miejsce w tzw. sferach robotniczych, ale również inteligenckich. 55-letni Jakub Mędrowski wrócił do Polski z Francji. Osiadł w Łodzi. Zamieszkał przy ul. Zgierskiej. Uciekł z Francji, bo jego ukochana córka została tam zamordowana przez zazdrosnego kochanka. W Łodzi Jakub popełnił samobójstwo.

22-letnia Emilia Ginterówna mieszkała w Andrzejowie, który jest dziś częścią Łodzi. Była sierotą. Jej rodzice zmarli, ale zostawili córce spory majątek. Dziewczyna była więc dobrą partią. Uprawa ziemi, praca na roli nie była jednak marzeniem dziewczyny. Zdecydowała się więc wyjechać do Łodzi i tu założyć jakiś interes. Pierwszą osobą, którą spotkała po przyjeździe do miasta był 22-letni Julian Musiałowicz, z zawodu blacharz, mieszkaniec ul. Kilińskiego. Mężczyzna zaoferował dziewczynie pomoc. Między innymi znalazł jej mieszkanie na Bałutach, przy ul. Zielnej. Julian coraz częściej odwiedzał Emilkę. Spędzali ze sobą wiele czasu, spacerowali. W końcu chłopak wyznał jej miłość. Stwierdził, że kocha ją tak bardzo, że powinni się jak najszybciej wziąć ślub.

- Tylko musisz sprzedać ziemię - tłumaczył jej Julian. - Będziemy mieli wtedy pieniądze na założenie jakiegoś interesu.

Zakochana dziewczyna zrobiła to co kazał jej chłopak. Sprzedała ziemię w Andrzejowie i zaczęła przygotowania do ślubu. Tymczasem Julian rzucił pracę. Pieniądze dawała mu Emilia. Kupowała narzeczonemu ubranie. Dała mu też pieniądze na załatwienie ostatnich formalności ślubnych. Między innymi na wynajęcie karet. Ale Julian zniknął na kilka dni. Emilia bała się, że coś mu się stało. W końcu narzeczony pojawił się w jej domu.

- Nie chcę już ślubu, wolę zostać kawalerem - oznajmił zrozpaczonej dziewczynie.

Początkowo Emilka myślała, że Julian żartuje. Ale ten zaczął pakować swoje rzeczy. Dziewczyna próbowała go zatrzymać, płakać, rzucać się na niego. Ten nie dał się ubłagać. Wyszedł z mieszkania trzaskając drzwiami. Emilka nie widziała dla siebie przyszłości. Wzięła butelkę kwasu solnego i poszła na ul. Kilińskiego, do kamienicy, w której mieszkał Julian. Przed jego drzwiami napiła się trucizny. Tak zakończyła się wielka miłości Emilki Bitnerówny z Andrzejowa.

Pod koniec lat 20. na posterunek policji w Aleksandrowie Łódzkim zgłosił się mieszkaniec tego miasta Jan Kaczmarczyk.

- Moja żona się powiesiła - oznajmił. - Stało się to dziś w nocy. Od dłuższego czasu biedaczka wydawała się nienormalna. Spodziewałem się, że dojdzie do samobójstwa. Na miejsce wysłano kilku policjantów. Okazało się, że na szyi Kaczmarczykowej są ślady pięciu palców. A sznurek, na którym miała się powiesić był tak cienki, że nie mógłby utrzymać ciała. Zaczęto podejrzewać, że kobieta została zamordowana. Kaczmarczyk w końcu przyznał się, że zabił żonę i upozorował samobójstwo. Tłumaczył, że kobieta była o kilkanaście lat młodsza i podobała się mężczyzną. Jan Kaczmarczyk bał się, że go zdradzi. Nie wypuszczał więc jej z domu. Ale tej udało się wymknąć z mieszkania. Kiedy do niego powróciła Kaczmarczyk był pewien, że go zdradziła. Postanowił więc ją zamordować. Udusił ją podczas snu.

Zazdrość nie raz doprowadziła do tragedii. Jakub Bursztynowicz pracował w jednej z łódzkich fabryk i mieszkał przy ul. Wólczańskiej. Był chorobliwie zazdrosny o swoją żonę, którą niemiłosiernie bił. Oczywiście posądzając ją zdradę. Wydawało się, że sytuacja zmieni się po przyjściu na świat dziecka Bursztynowiczów. Niestety, tak się nie stało. Stosunki między małżonkami jeszcze się pogorszyły.

- To jest pewnie nie moje dziecko - wykrzykiwał Jakub Bursztynowicz. - Podaj nazwisko kochanka!

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE...

- Byłam zawsze ci wierna - przysięgała żona. Mąż nie wierzył w jej przysięgi. Kobieta zaczęła się obawiać, że mąż może nawet ją zabić. Postanowiła więc uciec do rodziców. Ucieczkę starannie przygotowała. Już chciała wychodzić z domu, gdy w drzwiach stanął Bursztynowicz.

- Chciałaś uciec - krzyczał. - Masz nieczyste sumienie, chciałaś mnie zdradzić. Jeśli zaraz nie powiesz z kim to zrobiłaś to cię zabiję!

Kobieta padła przed mężczyzną na kolanach i zaczęła płakać. Zapewniała, że jest niewinna, nigdy nie miała innego mężczyzny. Jakub był jednak nieubłagany. Przystawił do gardła kobiety nóż i zażądał wyjawienia nazwiska kochanka. Ta chciała wyrwać mu z ręki narzędzie zbrodni. Doszło do szamotaniny. W pewnym momencie Jakub ugodził żonę w brzuch. Przerażony uciekł mieszkania. Ranna kobieta zaczęła krzyczeć. Przybiegli sąsiedzi. Jakuba policja ujęła po kilku dniach. Żona przeżyła...

Z kolei Maria Zielińska zamieszkała przy ul. Leszno (dziś ul. Żeligowskiego) w Łodzi, oskarżyła swego męża, że utrzymywał intymne stosunki z jej nieślubną córką, 15-letnią Narcyzą.

- Znęca się na Narcyzą, bije ją, grozi że zabije jeśli nie chce się z nim kochać - skarżyła się policjantom Maria. Jej mąż stanął przed sądem. Tam okazało się, że oskarżenia Marii są fałszywe. Doniosła na męża, bo ten zdradził ją z inna kobietą.

Na początku lat 30. cała Łódź opowiadała sobie historię 20-letniej Halinki, córki bogatego łódzkiego kupca. Dziewczyna poznała pewnego przystojnego mieszkańca Kalisza i zakochała się bez pamięci. Chłopak często odwiedzał Halinkę w Łodzi, przywoził kwiaty, cukierki, zapewniał o miłości. Czasami to dziewczyna odwiedzała go w Kaliszu. Któregoś dnia zapowiedziała, że odwiedzi go w najbliższą niedzielę. Ale chłopak nie ucieszył się z tej wizyty. Powiedział, że ma dużo zajęć i będzie musiał wyjść do biura. Mimo tego Halinka zdecydowała się pojechać do Kalisza. Młodzieńca nie zastała w domu.

Jednak służąca wpuściła ją do jego pokoju. Halinka zastanawiała się dlaczego chłopak był podrażniony, nie chce się z nią spotkać. Postanowiła więc przeszukać jego biurko. Znalazła w nim lekarstwa, strzykawki... Zmartwiła się, że jej wybranek jest chory. Spisała na kartce nazwy lekarstw i schowała ją do torebki. Gdy wróciła do Łodzi zapytała lekarza na co są te leki.

- Zażywają je ludzie cierpiący na chorobę weneryczną - usłyszała.

Przy kolejnych spotkaniach udawała, że nic się stało. Ale to co odkryła nie dawało jej to spokoju. Czuła się oszukana... Pojechała więc do Kalisza, by tam z miłości pozbawić się życia. Wiedziała, że narzeczony jest w biurze więc udała się do jego mieszkania. Zamknęła się w pokoju chłopaka i wypiła esencję octową. Na szczęście Halinkę udało się uratować. Ale gdy o całej sytuacji dowiedzieli się jej rodzice kazali natychmiast zerwać znajomość z mieszkańcem Kalisza.

Problemy miłosne i zdrady łodzian, które kończyły się wielką tragedią
archiwum Muzeum Miasta Łodzi Tak przed wojną wyglądał Aleksandrów Łódzki. Tam też dochodziło do miłosnych dramatów. Jan Kaczmarczyk zabił z zazdrości swoją żonę

W połowie lat 30. do miłosnej tragedii doszło w Pabianicach. Wracający z pracy na polu rolnicy zauważyli zwłoki młodej kobiety. Ciało zostało okaleczone, wokół było pełno krwi. Wezwali policję. Policjantom szybko udało się ustalić, że to zwłoki 22-letniej Janiny Pietrzak, mieszkanki Pabianic, zamieszkałej przy ul. Borucha. Kobieta była mężatką, ale jakiś czas temu rozstała się z mężem. Rozpoczęło się śledztwo. Policjanci ustalili, że ostatni raz widziano Janinę, gdy szła z małżonkiem w kierunku pól znajdujących się na terenie miasta. To wzmogło czujność stróżów prawa. Wiedzieli, że Janina Pietrzak nie mieszka z mężem, a nawet nie rozmawia z nim. Ten trop okazał się właściwy. Józef Pietrzak przyznał się, że zamordował żonę. Wyprowadził kobietę na pole i tam zadał wiele ciosów długim nożem. Co skłoniło go do tak potwornej zbrodni? Oczywiście miłość, tyle że nie do Janiny. Okazało się, że Pietrzakowie byli od sześciu lat małżeństwem. Nie mogli jednak mieć dzieci. Józef chciał więc się rozwieść. Poznał już nową kobietę, która miała dać mu dzieci.

- Bardzo ją kocham, chce wziąć z nią ślub, ale Janka nie daje mi rozwodu - skarżył się znajomym Pietrzak.

Janina Pietrzak odmawiała zgody na rozwód. Józef postanowił więc sam załatwić tę sprawę. Odwiedził żonę i zaproponował jej spacer.

- Musimy się pogodzić - stwierdził czule całując Janinę w policzek. Ta dalej kochała Józefa, więc bardzo się ucieszyła, że chce do niej wrócić. Chwyciła go pod rękę i poszli na spacer... Znaleziona na miejscu zbrodni butelka spirytusu miała świadczyć, że przed zbrodnią chciał oszołomić siebie i ofiarę... Po zabójstwie Józef poszedł do mieszkania swoich rodziców i powiedział, że zabił Janinę.

Problemy miłosne i zdrady łodzian, które kończyły się wielką tragedią
archiwum Muzeum Miasta Łodzi W przedwojennej Łodzi często dochodziło do miłosnych dramatów. Zdarzało się, że gdy ktoś nie mógł się pogodzić z odejściem ukochanej lub ukochanego zapowiadał zemstę.

Zabił, bo podejrzewał zdradę

W 1936 r. na czołówki łódzkich gazet trafił inny miłosny dramat. W Lesie Łagiewnickim znaleziono zwłoki 55-letniego Jakuba Mędrowskiego, który po latach pobytu we Francji wrócił do Polski. Początkowo myślano, że mężczyzna został zamordowany. Ale okazało się, że popełnił samobójstwo strzelając do siebie z rewolweru. Śledztwo wykazało, że Mędrowski po powrocie z Francji zamieszkał w Turku. Do Łodzi przyjechał do swej rodziny. Zatrzymał się u nich przy ul. Zgierskiej 113. Jakub przed laty wyemigrował do Francji. Zabrał ze sobą kilkuletnią wtedy, jedyną córkę Helenę. Zamieszkali w Bordeaux. Mędrowski pracował w fabryce. Rodzina opowiadała, że jedynaczka była dla niego wszystkim. Zapewnił jej wykształcenie. Ona zaś wyrosła na bardzo atrakcyjną kobietę. Nie narzekała na brak powodzenia.

CZYTAJ DALEJ NA NASTĘPNEJ STRONIE...

W Bordeaux Helena poznała przystojnego Jeana Lerol. Chłopak zakochał się w niej. Ona też obdarzyła go miłością. Ku uciesze Jakuba Mędrowskiego młodzi zaręczyli się... Ale ich szczęście nie trwało długo. Jean był bardzo zazdrosny o Helenę. Często zarzucał jej zdradę. Na tym tle dochodziło między nimi do awantur. Podczas jednej z nich Jean wyciągnął rewolwer i strzelił do Heleny. Ta padła martwa... Przerażony tym co zrobił Jean jeszcze raz sięgnął po broń. Tym razem strzelił do siebie... Zrozpaczony stratą ukochanej córki Mędrowski postanowił popełnić samobójstwo.

Zupełnie inne tło ma historia, do której doszło w 1930 r. Stanisław Lulek i Franciszek Kucharski byli kawalerami około sześćdziesiątki. Od wielu lat mieszkali w jednym z domów we wsi Zatrata koło Łodzi.

- O ich gorących uczuciach przyjacielskich w całej okolicy opowiadano legendy - pisał „Express Wieczorny Ilustrowany”. Mężczyźni początkowo zarabiali pomagając okolicznym rolnikom. A gdy się zestarzali utrzymywali się z ofiar sąsiadów. W okolicy wszyscy wiedzieli, że nienawidzą kobiet, które uważali za nieczyste stworzenia. Ale to się zmieniło.

- Żenię się Jakubowską - oświadczył nagle zaskoczonemu przyjacielowi Stanisław Lulek. - Ona jest młodsza o 20 lat, ma swoją chałupę i będzie się mną opiekować. Stary już jestem, sił nie mam, to dlaczego mam nie zostać jej mężem, skoro mówi, że mnie kocha?

- Staśku, tych chcesz zostawić mnie samego? - odpowiedział Franciszek Kucharski.- 30 lat żyliśmy ze sobą jak bracia, a teraz chcesz mnie zostawić?

Lulek jednak nie chciał zrezygnować swoich matrymonialnych planów. Zachęcał nawet Franka, by ten też poznał jakąś kobietę i się z nią ożenił. Kucharski nie chciał o tym słuchać!

- Tak go kochałem, tyle mu poświęcałem, a teraz porzuca mnie jak psa - żalił się Franek. Nie mógł się pogodzić z decyzja przyjaciela. W końcu którejś nocy podszedł do łóżka śpiącego Staśka i poderżnął mu gardło. Na szczęście Lulek przeżył, a Kucharski trafił na pół roku do więzienia.

Wierszyki na walentynki dla NIEGO

Anna Gronczewska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.