Adam Willma

Łukasz z Bydgoszczy szkolił kurdyjskich żołnierzy

Łukasz z Bydgoszczy szkolił kurdyjskich żołnierzy
Adam Willma

Łukasz wrócił właśnie do rodzinnej Bydgoszczy. Trzy miesiące spędził w rejonie, w którym głowę można stracić (dosłownie) za brodę lub jej brak.

Zdążyłeś się już zaaklimatyzować w Polsce?
Tak. Choć nadal nie mogę się przyzwyczaić, że tu można przechodzić ulicą bez trachu, co zdarzy się za 5 minut.

Północny Irak to dość oryginalny kierunek, jak na letnie podróże...
Irak tylko z nazwy. W rzeczywistości Kurdystan.

Wyjechałeś do Kurdystanu za chlebem?
Można tak powiedzieć. Za chlebem z konfiturami.

Na czym można zarobić w tamtej części świata?
Tam zarabia się zawsze na tym samym. Na przemycie lub wojnie. Ja zajmuję się tym drugim.

Jako najemnik?
Nie. Uczestnictwo w obcych formacjach zbrojnych jest zakazane w Polsce, ale my nie jeździmy tam walczyć. Zajmujemy się szkoleniami. Tak jak setki innych specjalistów z całego świata.

Kto za to płaci?
Wujek Sam. Zresztą niewiele jest spraw, za które Ameryka nie płaci w tym miejscu. Amerykanie dostarczają instruktorów i broń. Dzięki USA peszmergowie (wojska kurdyjskie) są wyposażeni lepiej niż polska armia. Nie mówię o czołgach i samolotach, ale o sprzęcie, który pozwala na najskuteczniejsze działania operacyjne w miejscowym terenie, czyli w górach.

Mówisz o państwie, którego nie ma.
Nie ma tylko na mapach. W rzeczywistości Kurdystan ma wszelkie cechy sprawnie funkcjonującego państwa, łącznie z kontrolami granicznymi. Pod wieloma względami jest lepiej to zorganizowany organizm niż niektóre kraje arabskie.

Formalnie ten teren jest jedynie autonomią kurdyjską w obrębie Iraku.
Formalnie. W praktyce władza Bagdadu tam nie sięga. Nie znajdziesz w Irbilu przestawicieli administracji irackiej. Znajdziesz natomiast miasto, które w niektórych aspektach jest nowocześniejsze od Warszawy.

???
Jest tam mnóstwo świetnej, nowoczesnej architektury. Miasto jest bardzo zadbane, tętni życiem, słychać w nim języki z różnych stron świata. Tak wygląda stolica państwa, którego nie ma. Stolica położona niedaleko terenów zajmowanych do niedawna przez ISIS. Z całym przekonaniem można powiedzieć, że pod względem cywilizacyjnym Kurdowie stoją wyżej od wszystkich państw arabskich na południu i na pewno cywilizacyjnie są nam najbliżsi. Skojarzenie, które mi się nasunęło to „mały Izrael”. Z jednej strony wszyscy mają, broń, ale z drugiej - na ulicy człowiek czuje się bezpiecznie. Przynajmniej jak na standardy bliskowschodnie. Kurdowie od dziesiątków lat walczą o swoje państwo. Są największym na świecie narodem, który tego państwa nie ma. Okazuje się, że niemożliwe jest poukładanie kostek politycznych w tym rejonie świata. Zbyt wiele interesów się tam krzyżuje. Pierwszym jest przemyt. Potężny. Gigantyczne ilości narkotyków przepływają tędy z Afganistanu do Europy. Ostatnio dołączył do tego handel zrabowanymi dziełami sztuki. Trzecią rzeczą, która nie pomaga Kurdom odzyskać niepodległości, jest oczywiście ropa.

Sąsiedztwo Państwa Islamskiego nie ułatwia wyjścia z tego labiryntu.
Państwo Islamskie nie jest przyczyną, ale konsekwencją tego splotu interesów. Wybacz, że powiem nieelegancko, ale Państwo Islamskie, które widziałem, to nic innego jak zbieranina tępych pastuchów. Ten twór istnieje wyłącznie dlatego, że odpowiada pewnym grupom interesów. Inaczej zmiażdżono by je w ciągu tygodniu.

Wróćmy do twojej pracy. Do takiej pracy nie trafia się z ogłoszenia?
Oczywiście, że nie. Trafia się z polecenia. Trasa prowadzi przez Turcję. Później firma przerzuca pracowników na miejsce.

W jaki sposób?
Granica Turcji z Kurdystanem jest umowna. Zresztą dla kogoś, kto ma pieniądze, każda granica jest umowna. Za kilkaset dolarów można przekroczyć niemal każdą granicę na świecie. Te pozostałe przekracza się zwykle za kilka tysięcy dolarów. Przez granicę z Turcją przejdzie wszystko. Od szpilki do czołgu.

Z jakich środowisk rekrutują się specjaliści od szkoleń?
To w zdecydowanej większości byli policjanci lub żołnierze. Zasadniczo na rynku „usług wojskowych” dominują Amerykanie i Brytyjczycy. Ale sporo jest specjalistów z Unii, Rosjan, ludzi z Kaukazu...

Dlaczego szkoleń nie prowadzą regularne formacje amerykańskie?
Bo tak jest taniej. Poza tym, w razie gdy zginie w Kurdystanie jeden z nas, oficjalne komunikaty zawierać będą informację, o śmierci cywila i nikt nie będzie musiał się z tego tłumaczyć. Śmierć amerykańskiego żołnierza jest politycznie bardzo droga.

Na telefonie tego 11-latka były zdjęcia z obcinania głów. Przez niego. Chłopak miał szczęście, że trafił w ręce Kurdów.

Kogo konkretnie szkolicie?
Młodych ludzi. Zarówno oddziały kobiece, jak i męskie (jest podział w strukturach). Kobiety mają w Kurdystanie ogromną, jak na państwo muzułmańskie, swobodę. Ich oddziały są postrachem dla ISIS. W oczach bojowników Państwa Islamskiego niosą śmierć nie tylko doczesną, ale i wieczną. Bo śmierć z ręki kobiety oznacza koniec marzeń o raju męczenników i hurysach, które tam na nich czekają. Karabiny w rękach kobiet zamykają drogę do nieba. Zdecydowana większość żołnierzy to ochotnicy. Trzeba pamiętać, że tamto społeczeństwo żyje praktycznie przez cały czas w stanie wojny. Obecny stan nie jest dla nich niczym wyjątkowym. Walka jest częścią życia.

Czego trzeba tych młodych ludzi nauczyć?

Zaczynamy od podstaw, skupiamy się głównie na prowadzeniu walki w warunkach miejskich. Państwo Islamskie podbiło część terenów kurdyjskich i peszmer gowie nie zakończą walki, dopóki ich nie odbiją.

Kursanci wprost ze szkoleń trafiają na front?
Tak. Zwykle razem z szyitami. W czasie gdy prowadziliśmy szkolenia, trwały walki o Mosul, który został w końcu odbity. Mosul zaatakowała koalicja różnych sił. Kurdom nie chodziło o zajęcie miasta, ale raczej o oddalenie od swoich terytoriów ISIS. Zdobycie Mosulu miało też znaczenie symboliczne. To jest największy ośrodek północnego Iraku, tam też zostało proklamowane Państwo Islamskie. Wschodnia część miasta została odbita dość szybko, ale walki o zachodnią część były dość ciężkie.

Widziałeś Mosul po zdobyciu?
Kilku naszych chciało nawet wywiesić tam biało-czerwoną flagę (śmiech). Miasto jest zniszczone, ale nie zrównane z ziemią, chociaż walka toczyła się o każdy dom. Z miliona mieszkańców została mniej więcej połowa.

Pozostali próbowali uciec do Europy?
Absolutnie nie! Większość ludzi nie chce emigrować. Zwykle chcą jak najszybciej wracać. Owszem, przemyt ludzi to zjawisko na ogromną skalę w tamtym rejonie. Ale zdecydowana większość, sądzę że 90 proc., to ludzie z zewnątrz. Z Afganistanu, Bangladeszu czy Pakistanu.

Zapanowała ulga po ucieczce ISIS?
Takie wrażenie można było odnieść, ale trudno powiedzieć, na ile było to autentyczne. W takich sytuacjach ktoś, kto nie manifestuje swojego entuzjazmu, musi liczyć się z konsekwencjami. Armia iracka i szyickie milicje, które wkroczyły do Mosulu, natychmiast zaczęły wyłapywać ludzi, którzy współpracowali z ISIS. Ktoś, kto w porę nie ogolił brody, sporo ryzykował. Może dlatego zakłady fryzjerskie pojawiały się jako pierwsze, tuż po przejściu frontu. Jeszcze słychać było odgłosy regularnej bitwy, gdy kilkaset metrów dalej działały już zakłady fryzjerskie. Ale w Mosulu nikt nikomu nie wierzy. I nic dziwnego, w czasie gdy byłem w mieście doszło do zamachu samobójczego dokonanego przez kobietę, która do żołnierzy podeszła wraz z dziećmi. Ładunki wybuchowe miała w torbach. Nie był to jedyny taki przypadek. Dlatego wyroki wykonuje się szybko.

Bez sądu?
A kto śmie spytać o sąd?! Spotkałem szyickiego milicjanta, który chwalił się, że podczas marszu na Mosul własnoręcznie obciął 120 głów. To była jego prywatna zemsta, bo dwa lata wcześniej ludzie z ISIS zamordowali mu ojca i dwóch braci. Nie wiem, czy te liczby były prawdziwe. Natomiast co do dwóch jestem pewien, bo podczas rozmowy ze mną trzymał je w rękach.

Kurdowie również dopuszczali się takich zbrodni.
Nie. To jest zdyscyplinowana formacja wojskowa, regularna armia. Ale milicje plemienne, zarówno szyickie jak i sunnickie, to oddziały, które nie znają żadnych zahamowań. To jest taka sama dzicz jak ci z ISIS. Generalnie tych z Państwa Islamskiego dzieliliśmy na dwie kategorie: „pastuchów” i „chwasty”. „Pastuchy” to lokalni fanatycy, „chwasty” to ludzie z Europy, którzy przyjechali posmakować wojny. Wobec „chwastów” nawet Kurdowie nie mieli sentymentów. Takich ludzi rozjeżdżali samochodami lub - w wersji humanitarnej - natychmiast rozstrzeliwali. Spotkałem człowieka Korpusu Strażników Rewolucji. Opowiadał, że w ciągu 4 lat zabił ponad 700 osób. Nie mam powodu mu nie wierzyć.

Przerażające.
Tylko z naszej perspektywy. Tam nikt nie ma litości. Nie będę opowiadał jak „chwastów” traktują milicje szyickie. „Chwasty” to ludzie, którymi na Bliskim Wschodzie gardzą wszyscy. W Mosulu pojmane zostały nawet 16-17-letnie Europejki.

Spotkałeś Polaków walczących dla ISIS?
Tak, łącznie chyba 6 osób. Sporo jest Francuzów, Anglików i Niemców.

Rozmawiałeś z nimi?
Zamieniłem kilka słów. Bo o czym rozmawiać? Wszyscy przed 30. rokiem życia. Nawróceni na islam, ale chyba bardziej poszukujący przygody. Tam nie ma co dociekać. Wszystko jest jasne. Przyjeżdżasz na wojnę, więc musisz liczyć się z konsekwencjami. To nie jest gra komputerowa.

Co się stało z tymi Polakami?
Nie wiem. Mogę tylko przypuszczać, bo „chwastów” nikt nie różnicuje ze względu na narodowość. Tym bardziej że u wielu z nich na telefonach komórkowych znajdowano różne okrutne sceny. Widziałem na własne oczy telefon 11-letniego chłopca, ze zdjęciami, na których ten chłopiec obcina głowy jeńcom. Miał szczęście, że wpadł w ręce Kurdów, bo Kurdowie nie zabijają dzieci, co wcale nie jest oczywiste. Dzięki temu trafił do sierocińca, a nie pod ścianę. Ten chłopiec jakby stracił mowę. Zresztą, co tu jeszcze mogą zdziałać słowa?

Adam Willma

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.