Lubuska Rodzina Katyńska od 20 lat stoi na straży pamięci o zbrodni z 1940 roku

Czytaj dalej
Fot. Fot. Mariusz Kapala / Gazeta Lubuska
Dariusz Chajewski

Lubuska Rodzina Katyńska od 20 lat stoi na straży pamięci o zbrodni z 1940 roku

Dariusz Chajewski

We wtorek, 2 lutego Lubuska Rodzina Katyńska uroczyście obchodziła 20. rocznicę powstania. Spotkanie było jednak przede wszystkim okazją do wspomnień

- Mój ojciec był oficerem - wspomina Andrzej Rzewuski z Trzebiechowa. - Mieszkaliśmy w podlwowskim Bolesławiu. Trafił do Katynia, a reszta rodziny została zesłana do Kazachstanu. O tym, co zdarzyło się w Katyniu, dowiedzieliśmy się w Teheranie, dokąd trafiliśmy z armią Andersa. W gazecie napisano o pracach ekshumacyjnych... Mama wiedziała, że tam był ojciec...

Historia rodziny pana Andrzeja przypomina dzieje rodzin kilkudziesięciu Lubuszan, przybyłych wczoraj na obchody 20. rocznicy działania Lubuskiej Rodziny Katyńskiej, która, jak mówił jej wiceprzewodniczący Edward Daszkiewicz, powstała z potrzeby serca i duszy.
- Jesteśmy spadkobiercami naszych ojców, pamięci o nich - dodaje. - I dlatego powinniśmy głosić prawdę o tym, co wydarzyło się w Katyniu.

W sali kolumnowej Lubuskiego Urzędu Marszałkowskiego spotkali się członkowie i sympatycy Rodziny, ale także przedstawiciele władz, służb mundurowych, osoby zainteresowane historią. Biskup Adam Dyczkowski dziękował za „przechowywanie” pamięci o tej zbrodni, a wojewoda Władysław Dajczak mówił o Lubuskiej Rodzinie Katyńskiej jako o żywym pomniku pamięci narodowej i o latach, gdy o tej tragedii nie można było wspominać.

- Nawet polonistka w szkole mówiła mi, że powinnam pisać, że tato zginął w czasie zawieruchy wojennej - opowiada Bożenna Ziomek. Wychowała się w okolicach Lwowa, ojca, prawnika po Uniwersytecie Lwowskim, powołano do wojska. Do niewoli trafił w okolicy Stanisławowa. Jak później dowiedziała się rodzina, mógł uciec ze stanisławowskiego więzienia, ale odmówił. Stwierdził, że to nie licuje z honorem polskiego oficera...

- Do dziadków z obozu dotarły dwie kartki - wspomina pani Bożenna, której mama, nauczycielka, już we wrześniu 1939 roku zginęła z rąk ukraińskich nacjonalistów. - Były tam pozdrowienia, prośba o opiekę nade mną oraz o książki do nauki języka francuskiego. Dziadkowie słyszeli oczywiście o Katyniu, ale mieli nadzieję, że nie dotyczy to Starobielska. Babcia długo jeszcze na tatę czekała...

Był hymn, patriotyczne wystąpienia, krótka prelekcja historyka. Jednak najwięcej łez zakręciło się w oczach uczestników, gdy dzieci zaśpiewały pieśni z epoki, deklamowały poświęcone ofiarom Katynia wiersze. Bowiem udało się odsłonić ileś pomników, zasadzić pamiątkowe dęby, ale najważniejsza jest właśnie pamięć...

Dariusz Chajewski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.