Łódź jest miastem bardzo bliskim naszemu sercu
Rozmowa z Piotrem Kaczmarkiem, tenorem ze Śpiewającej Rodziny Kaczmarków
Trwa karnawał więc pewnie śpiewająca rodzina Kaczmarków ma wiele pracy?
Dzięki Bogu, bo z tego żyjemy. Teraz mamy wiele karnawałowych koncertów.
Mieszkacie w Koluszkach, ale rodzinie Kaczmarków bliska jest Łódź.
Na pewno. Z żoną studiowałem w Łodzi, potem pracowaliśmy w łódzkich teatrach. Ja w Teatrze Muzycznym, żona Iwona w Teatrze Wielkim. To były nasze pierwsze prace.
Jak wspomina pan te czasy?
Bardzo dobrze, bo człowiek był wtedy bardzo młody. Wspominam je z rozrzewnieniem. Najpiękniejsze czasy przeżyłem podczas nauki w łódzkiej Akademii Muzycznej. To były świetne studia. Człowiek wreszcie uczył się czego chciał, to trwało sześć lat. I podczas studiów poznałem moją żonę! Na swoje pierwsze randki chodziliśmy do łódzkiego zoo.
W państwa ślady poszedł najstarszy syn Wojtek, który rozpoczął studia w łódzkiej Akademii Muzycznej.
Jest na pierwszym roku. Studiuje u tego samego profesora co ja, czyli Ziemowita Wojtczaka, barytona.
Koncertujecie w Łodzi?
Rok temu mieliśmy koncert w łódzkiej Filharmonii. Wypełniliśmy całą salę. Byliśmy dumni, że tyle publiczności przyszło na nasz koncert. Mam nadzieję, że znów usłyszy nas łódzka publiczność.
Przełomem w życiu rodziny Kaczmarków był występ Wojtka i jego młodszego brata Adama w programie „Mam talent”?
Od tego zaczęły się nasze wspólne koncerty. Chcieliśmy chronić synów, bo wszyscy chcieli ich słuchać. A młodzi ludzie nie mogą śpiewać 1,5 godzinnego koncertu. Śpiewają więc z rodzicami. Jesteśmy egzotycznym produktem. Nie ma bowiem w Polsce drugiej takiej rodziny śpiewającej razem klasycznie.
Dzięki temu zdobyliście dużą popularność?
Osoba, która wygrała wtedy „Mam talent” ma 300 tys. odsłon na Youtube. A występ chłopców z tego programu oglądano 42 miliony razy. Jeśli chodzi o ten rodzaj muzyki to niewiarygodne. Śmieję się, że od „Mam talent” Adam urósł 22 centymetry, a Wojtek przytył 22 kilogramy..