List ojca do nieżyjącego syna...

Czytaj dalej
Fot. Marcin Makówka
Katarzyna Janiszewska

List ojca do nieżyjącego syna...

Katarzyna Janiszewska

Michał Łysek, wybitny student matematyki na UJ, przypadkowo znalazł się na drodze młodych bandytów. Zginął. Zabójcy szybko wyszli na wolność. – Ja dostałem dożywocie – mówi ojciec Michała

Niedawno zabrałem się do porządkowania Twojego pokoju, synu. Wstawiłem nową szybę w drzwiach. Starą wyjąłem, wyniosłem i ktoś ją sobie zabrał. Były na niej Twoje naklejki: serduszka, pacyfki, zbierałeś je, kiedy byłeś nastolatkiem. Nie chciałem ich zdrapywać.

Meble w Twoim pokoju są te same: łóżko, szafka, biurko stoją w tym samym miejscu. Tylko komputery na biurku przez ten czas się zmieniały. Twój pokój wygląda tak, jakbyś przed chwilą z niego wyszedł. Ubrania znikały stopniowo – nie wiem, co się z nimi stało. Mama musiała się tym zajmować. Miałeś ogromną kolekcję płyt, część wzięli koledzy. Resztę chcę komuś sprezentować, już nawet mam pomysł komu. Nie wiem, co zrobić z książkami.

Tuż przed Wielkanocą naszła mnie taka myśl, że kiedyś w końcu muszę to zrobić. Idzie wiosna, a to dobry moment na porządki. Więc wyrzuciłem rzeczy z szaf. No i teraz wszystko leży na podłodze. Wstyd mi kogokolwiek zaprosić.

Powoli mi to idzie. Strasznie ciężko. Ale wiem, że muszę się wewnętrznie zgodzić z tym, że Ciebie nie ma. I żyć dalej. Usuwam fizyczne ślady Twojej obecności. Nie miej żalu. Wiesz, że w moim sercu zostaniesz na zawsze.

Pamiętam Cię tak dokładnie, jakbyśmy się rozstali rano, mógłbym powiedzieć o każdym włosku na twojej twarzy. W mojej pamięci nic się nie zatarło.

Brakuje mi Ciebie w każdej chwili. Tyle rzeczy chciałbym Ci opowiedzieć. Co chwila są takie sprawy, choćby z dnia bieżącego. Chciałbym Ci powiedzieć na przykład o tym, jak bardzo Cię kocham. Nie mówiliśmy sobie tego przy każdej okazji, przy każdej rozmowie telefonicznej, jak robią to Amerykanie. Ale Ty to wiedziałeś, to wynikało z kontekstu. I jeszcze, że jesteś dla mnie najważniejszą osobą na świecie.

Urodziłeś się w nocy

Rano przyszedłem do mamy do szpitala i już byłeś. Taki maleńki, bezbronny. Ależ ja byłem wtedy dumny! Od początku wiedzieliśmy z mamą, że będzie syn. Bez badań, po prostu wiedzieliśmy. Imię wybraliśmy Ci wspólnie: Michał. Ja dodałem jeszcze Jakuba. Kiedy Cię pierwszy raz zobaczyłem, napadł mnie smutek. Zupełnie niezrozumiały, bo byłem przecież taki szczęśliwy. Ale zaraz minął i o tym zapomniałem.

Bardzo szybko zacząłeś mówić. Miałeś niewiele ponad rok. Nawet mnie zaskakiwałeś, kiedy przechodziliśmy obok jakiegoś sklepu, a ty wiedziałeś, co jest napisane na szyldzie.

Miałeś dwa i pół roku, kiedy poszedłeś do przedszkola

Z zegarkiem na ręce, aby wiedzieć, kiedy przyjdą po Ciebie rodzice.

Gdy dorosłeś, wiele razy powtarzałeś, że dziękujesz mi za to, iż obudziłem w Tobie miłość do przyrody, gór, do podróżowania. Ledwo nauczyłeś się chodzić, a już poszliśmy w góry. Po drodze pokazywałem Ci roślinki, ptaszki, wszystkiego byłeś ciekaw.
Byłeś genialnym matematykiem, ale miałeś też wiele innych zainteresowań: muzykę, zdjęcia, podróże. Koledzy trochę Ci zazdrościli, że potrafisz to wszystko pogodzić. Bo matematyka to zazdrosna dziedzina, żąda, by poświęcić się tylko dla niej. A Ty i tak miałeś najlepsze wyniki. Nie wiem, po kim odziedziczyłeś matematyczne zdolności. Chyba najprędzej po mamie, która pracowała w banku, a pamięć miała taką, że to przechodzi ludzkie pojęcie.

Po mnie miałeś charakter pisma. Gdybym napisał jakieś zdanie i Ty napisałbyś to samo, to byłoby identyczne. Obaj mieliśmy tak, że czasami uciekało nam jakieś słowo podczas rozmowy, zupełnie zwyczajne, jak choćby stół. Człowiek mówi coś i nagle go przytyka.

A ile w Tobie było energii! Jednego dnia wsiadłeś na rower w Krakowie i pojechałeś do Paryża. Przez Niemcy i Holandię. Trzy tygodnie pedałowania. Odwiedziłeś swojego ulubionego pisarza Umberto Eco. Ot tak po prostu. Miałeś fantazję.

Minęło prawie 20 lat, a ja cały czas mam to przed oczami. Pamiętam wszystko, jakby to było wczoraj. Każdego dnia o tym myślę. Był marzec. Parę dni wcześniej wróciłeś z Anglii. Ale tyle się działo, że nawet nie zdążyliśmy porozmawiać o tym, jak było. Oglądanie zdjęć też odłożyliśmy na później. Bo co chwila ktoś do Ciebie wpadał, albo Ty gdzieś biegłeś. Byłeś niesamowicie lubiany. Grzeczny i uprzejmy, ale nie powierzchownie, tylko naprawdę.

Tamtego dnia kolega wyciągnął Cię na spacer. W Londynie nadałeś rower i właśnie Ci go przysłali. Chciałeś się przejechać, żeby sprawdzić, czy działa. Może gdyby ten rower wysłali później, to by się nie stało?

Byłem z Tobą w ostatnich minutach Twojego życia. Przyszedłeś do domu, bo wiedziałeś, że tam będę, szukałeś mnie. Pewnie wierzyłeś, że tata Ci pomoże, że coś zrobi. A tata był kompletnie bezradny, całkowicie! Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jakie to straszne uczucie: bezsilność. Aż do ostatniego momentu nie zdawałem sobie sprawy, że to koniec. Umysł nie dopuszcza takiej myśli. Nawet gdy w łazience straciłeś przytomność, a ja podłożyłem Ci poduszkę pod głowę. I kiedy czekałem na pogotowie, a minuty wydawały się godzinami. Cały czas łudziłem się, że wszystko będzie dobrze. Przecież dałeś radę przejść dobre pół kilometra do domu, to ileż siły musiało w Tobie być! Powiedziałeś mi tylko: napadli mnie, dostałem sześć razy w głowę kijem bejsbolowym...

Kiedy Cię wkładali do trumny, zawyły syreny. Zatrzymały się auta, tramwaje, stanęło całe miasto.

Mama się zamknęła w sobie. Matki zawsze przeżywają inaczej: byłeś ciałem z jej ciała. Nawet mnie trudno było do niej dotrzeć. Usunęła się na bok. Nigdy nie mówiła o tym, co się stało. O Tobie tak, o Tobie rozmawialiśmy wielokrotnie. Ale nigdy nie mówiła o tamtym. A ja mówiłem. W telewizji, w gazetach. Czułem, że muszę o tym mówić. Wielokrotnie opowiadałem Twoją historię. Mam poczucie, które może nie ma wiele wspólnego z rzeczywistością, że mówienie przedłuża Twoje istnienie. Mama to akceptowała, nie robiła mi wyrzutów.

Przez pewien czas spotykałem się z ludźmi, którzy mają takie same doświadczenia. Ale pewnego dnia to uciąłem, przestałem się spotykać. To było zbyt trudne. Oni rozdrapywali rany, ciągle mówili o tym, co czują, jak cierpią. A ja opowiadałem o Tobie, rzeczowo, jakim byłeś człowiekiem. Nie chciałem się wgłębiać w to, co czuję, mówić jak bardzo boli, jak wielka jest moja rozpacz. Uciekałem. Męskie płakanie nie jest łatwe. Niektórzy nawet zarzucali mi, że zbyt łatwo to przechodzę. Tylko ja wiem, jak jest naprawdę. Jestem w środku całkowicie pusty, wyprany. Inaczej się nie da.

Zostałem skazany na dożywocie. A mordercy? Oni już chodzą na wolności. Nie ponieśli prawdziwej kary

A wiesz, że nasze nazwisko: Łysek, oznacza człowieka, który głupio gada? Albo opowiada stare kawały. Pamiętasz stryja? Kiedy było duże rodzinne spotkanie i ktoś chciał wiedzieć, gdzie jest stryj, to nasłuchiwał, z której strony dochodzi głośne: ha, ha, ha! Ty też byłeś wesoły, miałeś ogromne poczucie humoru. I ja się śmieję. Robię z siebie pajaca, błazna. Idę na kabaret, im głupszy, tym lepszy. Żeby uciec, choć chwilę nie myśleć, stłumić uczucia. Ale przed sobą uciec się nie da.

Brakuje mi Ciebie w każdej chwili. Tyle rzeczy chciałbym Ci powiedzieć. Na przykład to, jak bardzo Cię kocham. Nie mówiliśmy sobie tego przy każdej okazji
Marcin Makówka Brakuje mi Ciebie w każdej chwili. Tyle rzeczy chciałbym Ci powiedzieć. Na przykład to, jak bardzo Cię kocham. Nie mówiliśmy sobie tego przy każdej okazji – pisze Aleksander Łysek

To nieprawda, że czas leczy rany

Z każdym dniem jest coraz trudniej. Budzę się i zasypiam z myślą o tym, co się stało. Nie ma na to lekarstwa. Zostałem skazany na dożywocie. A mordercy? Oni już chodzą na wolności, nie ponieśli prawdziwej kary. Byli nieletni. Wiem, że jeden z nich się ożenił, założył rodzinę. Ty też tak mogłeś. Miałbyś dziś 43 lata. Ja mogłem być dziadkiem. A jestem sam. Całkiem sam, jak palec. Kompletnie sobie nie radzę.

15 miesięcy temu zmarła Twoja mama

Rak zabrał ją w pół roku. Jeździliśmy po szpitalach, bo kolejne leki przestawały działać, nie uśmierzały już bólu. Wtedy najbardziej żałowałem, że nie mogę z Tobą porozmawiać, poczuć Twojego wsparcia. Do tej pory cząstka Ciebie żyła w mamie. Bardzo mi ją przypominałeś w wielu sprawach. Emilka nigdy nie splamiła się kłamstwem. Tak samo Ty, byłeś dobry i prawy.

Pamiętasz, oglądaliśmy kiedyś program o przeszczepie organów

Powiedziałeś, że gdyby Tobie coś się przydarzyło, chciałbyś pomóc komuś innemu. Więc gdy lekarz zapytał mnie i mamę o to, zgodziliśmy się. Twoje nerki, twardówki oczu, serce nadal pracują. Przyśniłeś mi się pewnej nocy, ale jakoś tak dziwnie, byłeś inny. Popatrzyłem w Twoje oczy, i pytam: dlaczego Michał jest dziewczyną? Później okazało się, że Twoje twardówki dostała kobieta. Nie chciałem wiedzieć, kto dostał resztę organów.

Przychodziłeś do mnie w snach. Zamienialiśmy kilka słów, nie potrafię powtórzyć, o czym rozmawialiśmy. Wiedziałem, że przychodzisz nie z tego świata, ale te sny sprawiały mi radość. Od jakiegoś czasu przestałeś przychodzić. Czuję, jakbyś odszedł.

Tamci dwaj zabili z nudów, dla zabawy

Życie drugiego człowieka nie miało dla nich wartości! Nie pytam Boga: dlaczego ja? Nie nakręcam się w nienawiści. Choćby nawet morderców rozerwali końmi na kawałki, mnie to nie pomoże. Ciebie już nie odzyskam. Nie ma we mnie chęci odwetu. Ale nie ma też przebaczenia. Bo oni nigdy o to tak naprawdę nie prosili.

Michał Łysek
Wybitny student matematyki UJ. Pogodny, o szerokich horyzontach i wielkiej ciekawości świata. Czytał wiele książek; był wielbicielem eksperymentalnej muzyki rockowej. W 1995 roku odbył samotnie na rowerze trzytygodniową podróż po Europie. W piątek 14 marca 1997 r. wracał na rowerze do domu przy ul. J. Brożka w Krakowie. Został napadnięty bez powodu przez dwóch młodych bandytów. Zmarł po dwóch dniach w szpitalu.
Katarzyna Janiszewska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.