Latami żyli bez wody i gazu. Sąd oceni, czy kamienicznik ich w ten sposób nękał

Czytaj dalej
Fot. Grzegorz Dembiński
Joanna Labuda

Latami żyli bez wody i gazu. Sąd oceni, czy kamienicznik ich w ten sposób nękał

Joanna Labuda

Kończy się proces Piotra B. biznesmena z Poznania, który jest oskarżony o uporczywe nękanie współwłaścicieli kamienicy na poznańskim Sołaczu.

Lata bezskutecznej walki, życia bez wody, gazu i prądu, w ciągłym strachu. Organy ścigania nie robią nic. Postępowania są umarzane, a oskarżony bezkarny.

Jak Ci ludzie czuli się przez cały ten czas, wiedząc, że nie mają żadnego wsparcia – mówiła w piątek w sądzie mec. Agnieszka Rybak-Starczak, pełnomocnik Jacka Rysiewicza.

Historii jego rodziny nie da się zamknąć w kilku zdaniach, jednak poniekąd oddają one to, co działo się przez ostatnie dziewięć lat. Dramat Rysiewiczów rozpoczął się tuż po tym, jak w kamienicy, której są współwłaścicielami, pojawił się kamienicznik Piotr B. O sprawie piszemy od 2014 roku.

Piotr B., w 2008 roku kupił dwa mieszkania w willi położonej na poznańskim Sołaczu. Mieszkały tam wówczas dwie rodziny. Po pewnym czasie B. zapukał do ich drzwi – chciał kupić mieszkania, co potwierdził przed sądem. Według poszkodowanych, kiedy usłyszał odmowę, zapowiedział, że swoim zachowaniem doprowadzi do tego, by sami wynieśli się z budynku. W części mu się to udało, bo jedna z rodzin opuściła kamienicę, jednak lokalu nie oddała. Jak mówi Jacek Rysiewicz, który postanowił się nie wyprowadzać, w sądzie walczy o sprawiedliwość.

Po wielu latach umarzania spraw, prokuratura oskarżyła Piotra B. o uporczywe nękanie.

Czym się przejawiało? Koszmar zaczął się w 2008 roku od uszkodzenia instalacji gazowej w garażu B. To spowodowało, że w środku zimy obie rodziny zostały odcięte od gazu, którego nie mają do teraz. Później z mieszkań B. poznikały okna.

– Nie można tego wytłumaczyć w żaden inny sposób, niż taki, że oskarżony chciał, by pozostałym mieszkańcom po prostu było zimno, by warunki życia w budynku nie były komfortowe – przekonywała mec. Rybak-Starczak.

To działanie nie wypędziło Rysiewiczów z mieszkania. Piotr B. zaczął zatem składować gruz przed domem. Podczas procesu jeden ze świadków (który wykonywał dla oskarżonego prace remontowe) przyznał, że to B. zlecił mu wyrzucenie m.in. połamanych płytek na trawnik. Gruz został usunięty, jednak dopiero gdy takie zalecenie wydał sąd.

W piątek w poznańskim sądzie udało się zamknąć przewód sądowy w tej sprawie.

Obecna na sali prokurator za uporczywe nękanie rodziny zażądała dla oskarżonego kary sześciu miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu.

– Dewastacja budynku, uniemożliwienie korzystania z wody, prądu i gazu – to wszystko miało na celu właśnie to, by pozostałym mieszkańcom się źle mieszkało – mówiła prokurator.

O karę bezwzględnego pozbawienia wolności wnioskowała natomiast mec. Rybak-Starczak.
– Karę w zawieszeniu można wymierzyć komuś, kto przez miesiąc nękał inną osobę telefonami, ale nie w takiej sprawie. Trzeba wziąć pod uwagę aspołeczną postawę oskarżonego, jego brak wrażliwości na ludzkie cierpienie – mówiła obrońca J. Rysiewicza.

Ostatniego słowa obrony wysłuchamy dopiero na kolejnej rozprawie.
– Mój klient nie będzie komentował sprawy do czasu jej rozstrzygnięcia. Oświadcza jedynie, że

nie popełnił żadnego przestępstwa i zamierza tego dowieść w bezstronnym i sprawiedliwym procesie

– powiedział nam Tomasz Przybecki, adwokat, obrońca Piotra B.

Joanna Labuda

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.