Maria Mazurek

Jezus przychodzi nie tylko do prymusów, do skurczybyków też

Pastuszkowie byli outsiderami, wygnańcami, to nie byli prymusi. I to im ukazał się Anioł. Bóg pokazał więc: przychodzę do wszystkich Fot. Archiwum Pastuszkowie byli outsiderami, wygnańcami, to nie byli prymusi. I to im ukazał się Anioł. Bóg pokazał więc: przychodzę do wszystkich
Maria Mazurek

Rozmowa z księdzem Wojciechem Morańskim, krakowskim jezuitą.

Te świąteczne stragany, światełka, ozdoby - to księdza mierzi?

Przeciwnie, niesamowicie cieszy. W ostatni weekend przyjechali do mnie rodzice. Jaką mieliśmy frajdę, przechadzając się po krakowskim rynku! Te wszystkie światełka, kramy, budy - owszem, są kiczowate, ale mają swój klimat. Czuć, że nadchodzą święta, że zaraz będzie się dziać coś wielkiego. Poza tym one mają głębszy sens. Za nimi stoi treść.

Jaka?

Widzi pani, data świąt Bożego Narodzenia nie jest wybrana przypadkowo. Nie przez przypadek obchodzimy je w przesilenie zimowe.

No tak, to się wzięło z pogańskiego święta bóstwa Słońca.

Ludzie od zawsze wierzyli w kult przyrody, widząc w niej oblicze Pana Boga. To miało wymiar sakralny dla wielu kultur: oto nadchodzi noc, najdłuższa w roku, ale po niej to już dzień staje się coraz dłuższy.

Noc kapituluje?

I dokładnie to świętujemy w Boże Narodzenie. Że noc kapituluje. Że z tej ciemności wychodzimy ku światłu. Że jeszcze jest ciemno, ale już w tej ciemności nam coś jaśnieje. I to światło daje nam Jezus! W książeczce ćwiczeń duchownych świętego Loyoli jest taka medytacja. Bardzo ją lubię, bo my modlimy się do Boga zazwyczaj z naszej, ziemskiej perspektywy. A ta medytacja zaprasza nas do tego, żeby popatrzeć na świat oczami Pana Boga.

Święta Rodzina jest fascynująca. Przez wielu uważana jest za model rodziny, chociaż modelowa wcale nie była

Pan Bóg patrzy na Ziemię, gdzie jest dużo ciemności - tą ciemnością jest zło, które dzieje się na świecie, te wszystkie rzeczy, które nas dręczą, smucą. One są, nie da się zaprzeczyć. Pan Bóg patrzy na to z troską i myśli: „Nie no, ja muszę być z nimi, muszę przyjść do ludzi i pokazać im, że ich kocham. Mimo wszystko. Że ja kocham tych, którzy są w wielkiej ciemności, w mniejszych ciemnościach, którzy są zagubieni, którzy nie widzą sensu, nie widzą nadziei. Chcę być z nimi, przeżywać z nimi to wszystko i pomagać im przez to przechodzić”. Więc Bóg przychodzi, żeby dać tym wszystkim, którzy się gubią - gubią się w czymś, co niektórzy nazywają Piekłem - trochę światła i trochę nadziei.

Ksiądz jest z tych, którzy uważają, że Piekło jest puste?

Mam wiarę, że Piekło będzie puste. Może trudno nam sobie to dzisiaj - patrząc, ile jest zła na Ziemi - wyobrazić. Wiem też, że wszyscy jesteśmy wolni, więc możemy wybrać Piekło. Ale mam taką nadzieję, i w to wierzę, że nikt z nas - jak już spotkamy Pana Boga, który się do nas uśmiechnie - Piekła nie wybierze.

Boże Narodzenie to najradośniejszy moment w roku?

Najbardziej ogromna, namacalna eksplozja radości jest w Wielkanoc. Boże Narodzenie to radość zapowiedziana, bo Pan Jezus, który przychodzi na świat, jeszcze go nie zbawił. Ale już jest. Przychodzi. Dlatego to święto Kościół zaczął celebrować dość szybko; bazylika w Betlejem pochodzi już z czwartego wieku. Pierwsi chrześcijanie nie mówili wprawdzie o Bożym Narodzeniu, a o wcieleniu. To jest coś niesamowitego, co odróżnia nas od innych religii: Pan Bóg pojawił się w ciele. Pan Bóg, który dla filozofów był nieosiągalnym bytem, transcendentnym, nagle staje się taki bliski. Taki Bóg z nami, Emmanuel. To jest, tak naprawdę, wielka tajemnica Bożego Narodzenia. Przyszedł do nas Bóg. Bóg urodził się jako człowiek.

I to jeszcze w stajni.

Więcej: najpierw ukazał się pastuszkom. „Pastuszkowie” - to my ich tak pieszczotliwie nazywamy, tak ich ucukierkowaliśmy, zrobiliśmy z nich niewinnych. A to tak naprawdę był kawał skurczybyków! To byli wygnańcy, wygnańcy na własne życzenie, koczownicy wędrujący po górach, twardzi faceci, nielubiani przez Izraelitów, outsiderzy. Pasterze na pewno nie byli prymusami. I to do nich najpierw przyszedł Anioł. Rozumie pani? Przecież to zapowiedź rewolucji!

Bóg chciał pokazać: zapraszam was wszystkich do Dobrej Nowiny?

Dokładnie tak. O to właśnie chodzi we wcieleniu - Bóg pokazał, że jest ze wszystkimi. Też z tymi, którzy są wykluczeni i którzy są daleko. Proszę spojrzeć na trzech magów (tak naprawdę nie wiemy, czy było ich trzech; w Piśmie Świętym nie jest to powiedziane), którzy przyszli ze Wschodu. Przyszli ze Wschodu, a więc: nie byli Izraelitami.

To był znak, że Dobra Nowina jest uniwersalna dla całego świata, dla wszystkich kultur i ras, że nie jest zarezerwowana dla prawowitych Żydów. Bóg się nam rodzi - nam, to znaczy również tym pasterzom żyjącym na uboczu i tym obcokrajowcom, którzy przyszli z innych kultur i z innego wyznania. Łączy się z tym ta piękna tradycja pustego miejsca przy wigilijnym stole, które zostawiamy dla biednych i wykluczonych.

Ciekawe, ilu z nas tego biednego czy wykluczonego rzeczywiście by przyjęła?

Myślę, że większość. Pewnie byłoby to dla nas dużym zaskoczeniem, może byłoby podszyte lękiem i niepewnością - ale jestem przekonany, że potrafilibyśmy zaprosić innych do dzielenia się tą radością. To jest właśnie niezwykły wymiar tego czasu. Być może na co dzień nie zauważamy biednego, którego mijamy w drodze do pracy, być może w tej codzienności, w tej ciemności, o której mówimy - za rzadko otwieramy serca.

W Boże Narodzenie na szczęście otwieramy je szerzej. Sama wigilijna uczta też jest zresztą pięknym symbolem. Symbolem radości. Uczta wielokrotnie pojawia się w Piśmie Świętym - ile razy Pan Jezus spotykał się w ważnych momentach, to była jakaś uczta; czy u faryzeuszy, czy u Łazarza, ostatnia wieczerza też przecież była ucztą. Pierwszego cudu Jezus również dokonał podczas uczty, na weselu w Kanie Galilejskiej. To wszystko zapowiedź wiecznej uczty.

Pastuszkowie byli outsiderami, wygnańcami, to nie byli prymusi. I to im ukazał się Anioł. Bóg pokazał więc: przychodzę do wszystkich
Archiwum Pastuszkowie byli outsiderami, wygnańcami, to nie byli prymusi. I to im ukazał się Anioł. Bóg pokazał więc: przychodzę do wszystkich

Zatem czytać to tak: możemy cieszyć się życiem, radować i bawić?

No pewnie, że tak. Przecież cała teologia Pisma Świętego, Nowego Testamentu szczególnie, jest nastawiona na zbawienie. Że my, łaską Jezusa Chrystusa, zostaniemy zbawieni. Zbawieni, czyli uszczęśliwieni. Przecież chodzi o to, żeby być radosnym i szczęśliwym.

Jak to więc możliwe, że Kościół, zbudowany na Dobrej Nowinie, zaczął w pewnym momencie tak wychwalać ascezę?

Być może za bardzo wystraszyliśmy się grzechu. Strach przed tym, że będzie źle, zdominował nasze pragnienie, żeby było dobrze. To natomiast nie jest tak, że asceza nie jest potrzebna, nie jest celowa. Asceza, w rozsądnych dawkach, ma nas chronić przed popędami, ma pomagać w samokontroli.

Nie za dużo tej samokontroli - i kontroli - w Kościele?

Może za mało ufności, że Jezus nam pomoże. Niebezpieczeństwo pojawia się wtedy, gdy myślimy, że sami możemy siebie zbawić, że sami możemy zapracować sobie na życie wieczne. Jeśli tak sądzimy, jesteśmy w błędzie. Bo wtedy najpewniej, prędzej czy później, o coś się potkniemy i nie będziemy już w stanie iść sami. Gdybyśmy potrafili sami się zbawić, Jezus nie byłby nam potrzebny. Boże Narodzenie nie byłoby nam potrzebne.

W dalszej części artykułu przeczytasz:

  • Czy ksiądz lubi śpiewać kolędy
  • Dlaczego Jóżef to tajemnicza postać

 

Pozostało jeszcze 54% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Maria Mazurek

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.