Gabriela Polańska, siatkarka Developresu Rzeszów: W naszej rodzinie tylko mama jest normalna

Czytaj dalej
Fot. Krzysztof Kapica
Łukasz Pado

Gabriela Polańska, siatkarka Developresu Rzeszów: W naszej rodzinie tylko mama jest normalna

Łukasz Pado

- Zdarza się, że młodzież ogląda się za nami, jakbyśmy mieli co najmniej trzecią rękę na czole - mówi Gabriela Polańska, siatkarka Developresu Rzeszów. To najwyższa zawodniczka w polskiej lidze, ma 2 metry wzrostu, ale w jej rodzinie to normalne. Wyżsi od niej są jej mąż i brat, tyle samo centymetrów mierzy jej tato.

Jak wysoką macie choinkę?

U nas choinki niestety nie będzie w tym roku. Mamy w domu dwa koty i mogłoby się to źle skończyć. Będzie za to choinka u moich rodziców, wysoka.

Z wieszaniem gwiazdki na czubku choinki nie ma u was raczej problemu?

Zazwyczaj robi to mój synek Kuba. Mój mąż Łukasz go podnosi i robią to razem.

Jesteście rodziną olbrzymów, bo pani, mąż, tato, brat. Sami dwumetrowcy...

No tak, jest tych metrów trochę.

Kto jest najwyższy?

Najwyższy? Chyba Łukasz, ma 205 cm, potem mój brat Mateusz, no i my z tatą. Jest jeszcze żona mojego brata, też siatkarka, wysoka. Może nie tak jak my, ale nie jest niziutka. No i oczywiście rodzina Łukasza, tato i brat też są bardzo wysocy. Tylko nasza mamusia jest normalna, to znaczy normalnego wzrostu.

Czyli geny po tacie?

Tak, wzrost mamy z bratem po tacie. Dziadek też był bardzo wysoki, a babcia maluśka.

Kiedy idziecie z mężem, to wszyscy robią „wow“?

Szczególnie młodzież ogląda się za nami jakbyśmy mieli co najmniej trzecią rękę na czole. To są takie niefajne sytuacje, ale jak są to osoby starsze, to jest sympatycznie. Nieraz orientują się, że gramy w siatkówkę, często trafiamy na kibiców, więc albo życzą powodzenia, albo pytają, co słychać.

Wzrost to przekleństwo czy dar?

W okresie kiedy rosłam i dojrzewałam, to byłam zawsze wyższa niż przeciętni, niż moi rówieśnicy. Byłam skrępowana i miałam kompleksy, ale teraz już tego tak nie czuję. Teraz jest też dużo łatwiej, np. w kwestiach ubraniowych. Spodnie, buty, jest o niebo lepiej, kiedyś z tym było o wiele trudniej. Oczywiście rzadko się zdarza wejść do sklepu i znaleźć na półce coś, co na mnie pasuje, ale jest internet, mamy dobrych znajomych w Stanach, znajdzie się ratunek.

W siatkówce wzrost pomaga.

Jeśli chodzi o siatkówkę, to z motoryką jest nieco gorzej u wysokich, ale jest dużo sytuacji, kiedy to my jesteśmy w korzystnej sytuacji. Na siatce jest łatwiej te ręce przełożyć.

Na koronawirusa jednak wzrost nie działa...

Cała nasza drużyna została zakażona, ale najważniejsze, że to za nami i że chcemy wrócić do formy sportowej.

Najgorsze objawy?

Miałam bardzo duży ból głowy, duszności, kaszel. Nie miałam tylko temperatury i nie straciłam smaku i węchu, ale miałam za to największy ból głowy na świecie.

Jak łączy pani bycie mamą i zawodowym sportowcem. Mam na myśli częste wyjazdy, jak choćby ten ostatni do Włoch, gdzie byliście przez tydzień?

Ten wyjazd był rzeczywiście ciężki, bo do takich dwudniowych jesteśmy już przyzwyczajeni. Czasem myślę, że to nawet jest z korzyścią dla nas, po takiej rozłące jeszcze bardziej się doceniamy. Ale po trzech, czterech dniach nieobecności rzeczywiście zaczęło być ciężko, już się tęskniło, ale byłam spokojna, bo wiedziałam, że Kuba miał świetną opiekę. Łukasz jest dobrym tatą i razem sobie super radzą. Pozostałe rzeczy to kwestia ułożenia, logistyki. Od kiedy jesteśmy w Rzeszowie, to jest dużo łatwiej. Mam na miejscu rodziców, brata.

Te rozstania z rodziną to już są chyba wpisane w zawód sportowca.

Ja wyjechałam z domu, kiedy miałam 14 lat i wróciłam, dopiero kiedy skończyłam 31. Musiałam sobie jakoś radzić, ale jestem bardzo szczęśliwa, że powstał w Rzeszowie taki mocny zespół, że taki zbudowano, że prezes Walas chciał i postawił na siatkówkę, i że ten klub chciał mnie tutaj ściągnąć. Myślę, że to najlepsze, co się mogło przytrafić i dzięki temu znów jestem w Rzeszowie.

I w Rzeszowie spędzicie święta?

Tak, praktycznie każde święta spędzamy w Rzeszowie, razem z moją rodziną i jest fajnie.

Jak wyglądają u was święta, przygotowania?

Moja mama zawsze przed świętami chodzi cała w nerwach, że czegoś nie ma, że coś się zapomniało, albo czegoś tam jeszcze zabraknie. Na pewno jest coś, o czym nie pamiętaliśmy. Na szczęście jest tatuś, który to wszystko potrafi ogarnąć. To on robi listę i sprawdza, czy wszystko jest na miejscu. W kuchni to już dzielą się po równo. Tato robi zupy, kapustkę, bigos, a mama sałatki, mięsko. Tato dyryguje wszystkim, a że jest świetnym kucharzem, to wszyscy się słuchamy.

Nie dopuszczają was?

Nie. To jest ich terytorium, oni dobrze rządzą, a my ich słuchamy.

Kuchnia to nie pani działka?

Nie u rodziców, ale u siebie często sobie coś szykujemy. My jednak bardziej lubimy kuchnię włoską, spaghetti, carbonarra, makaron z pesto, z krewetkami, itd. W makaronie jesteśmy dobrzy.

A inne pasje Gabi Polańskiej?

Kiedy byliśmy na poprzedniej kwarantannie, to uczyłam się grać na pianinku, które kupiliśmy naszemu synkowi. On miał lekcje prywatne gry na keyboardzie, a kiedy chwilowo nie korzystał z niego, to próbowałam swoich sił. Wyszukiwałam sobie różne tutoriale w internecie i byłam takim samouczkiem. Nie były to wielkie dzieła, bardziej na jedną rękę, ale podobno można było rozpoznać, co jest grane. A teraz? Niedawno dostałam od rodzinki gitarę i to ona jest na tapecie.

Słyszałem, że tworzy się mały zespół w Developresie.

Olcia Rasińska to nasz taki wirtuoz gitary i to od niej poszedł impuls. Potem Dżudżu (Juliette Fidon-Lebleu) i Jelenka (Blagojević) kupiły gitary, no i ja też już mam, więc kwartecik już jest. Teraz tylko nasza trójka musi się nauczyć grać, ale mamy Olę, która mówi i pokazuje, gdzie i z czego najlepiej się uczyć. Reszta już zależy od nas.

Dołoży pani od siebie wokal? Bo ponoć ładnie pani śpiewa, ale nie lubi się pani tym chwalić.

Nie wiem czy ładnie. Mam nadzieję, że nie kłuję w ucho. Raczej solówek nie prezentuję, choć zależy od tego jak dobra jest impreza. Jak miałyśmy przed sezonem ognisko integracyjne, to właśnie „Rasia” grała na gitarze, a my pośpiewałyśmy. Muszę się pochwalić, że mamy bardzo muzykalny zespół.

Spotkała pani w życiu drugą tak wysoką rodzinę?

Madzia Stysiak, też ma bardzo wysoką rodzinę. Jej brat, tato, mama, wszyscy są bardzo wysocy, może wyżsi nawet od nas.

Wysokie też są cele waszej drużyny. Na razie idzie wam świetnie w lidze. 11 meczów i wszystkie zwycięskie.

Idzie dobrze i oby tak dalej, ale zdajemy sobie sprawę, że nie mamy monopolu na wygrywanie i przyjdzie trudniejszy moment. Staramy się wygrywać i żeby to nadal trwało. Nie wiadomo, jak będzie wyglądał nasz powrót po kwarantannie, ile będziemy potrzebować czasu, żeby dojść do pełni formy. Proszę trzymać za nas kciuki, a będzie dobrze.

Łukasz Pado

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.