Człowiek, który pod wodą przeczytał biografię Olivera Stone’a

Czytaj dalej
Fot. 123rf
Danuta Nowicka

Człowiek, który pod wodą przeczytał biografię Olivera Stone’a

Danuta Nowicka

Kilka dni po tej rozmowie Krzysztof Starnawski pobił kolejny rekord, odkrywając w Hranickiej Propasti najgłębszą na świecie jaskinię wodną. Jej dno sięga 404 m. Namierzył je za pomocą kamery.

Były chwile, kiedy wydawało się, że już pan nie wypłynie?
Na samym początku długiej drogi przez jaskinie - nurkuję 25 lat - zdarzało się, że swoją pasję mogłem przypłacić życiem.

Teraz już nie ma takiego zagrożenia?
Nie. Wyznaję zasadę: nie nurkuj, dopóki nie możesz sobie odpowiedzieć na wszystkie istotne pytania. I do tego się stosuję. Z dramatycznych sytuacji wychodzę obronną ręką i nie jest to nigdy dziełem przypadku. Zawsze wiedziałem, jak sobie poradzić, a od wielu lat już nie pozwalam sobie, by pod wodą spotykało mnie coś nieprzewidzianego i groźnego.

Musi pan mieć żelazne nerwy.
Dobra psychika to ważna rzecz, ale jeszcze ważniejsze są doświadczenie i wiedza, które chronią przed popełnianiem błędów. Panika to najgorszy stan, w jakim można się znaleźć, wtedy tylko czysty przypadek może nas uratować. Dopóki myślimy, dopóty jest szansa.

Śmierć pana nie przeraża?
Nie twierdzę, że jestem na nią przygotowany, ale kieruję się pragmatyzmem, patrzę na życie z dystansem. Najgorsze to bać się za bardzo. Jeśli tak się stanie, nigdy nie posuniemy się daleko.

Jest i inna postawa - prowokować nieszczęście. To pana przypadek.
Nie ryzykuję bardziej niż kierowcy rajdowi, alpiniści czy kaskaderzy. Poza tym proszę wziąć pod uwagę, że świat podwodny stał się dla mnie codziennością. Znacznie lepiej się w nim czuję niż w Warszawie na Marszałkowskiej.

Skoro lata doświadczenia robią swoje, jak to się stało, że tak doświadczony nurek jak australijski rekordzista David Shaw nie wypłynął?
Nie można zupełnie wyeliminować ryzyka. W nurkowaniu jaskiniowym głębokim o nie nietrudno, a błędy są tu mniej wybaczalne niż w innych dziedzinach sportu. Płaci się za nie najwyższą cenę. To przykre, że większość kolegów, z którymi zaczynałem, już nie żyje i że wszyscy stracili życie pod wodą. Świadomość ryzyka zmusza mnie do nieustannej pracy nad sobą.

W imię czego warto je ponosić?
Dla pasji. Bez niej nie potrafię żyć. Oczywiście czasem słono płaciłem. Uprawiając wiele ekstremalnych sportów, ulegałem wypadkom. Miałem połamane nogi, żebra, obojczyki, poskręcane kolana i stawy skokowe. Wygląda jednak na to, że narty, wspinaczka czy paralotnie mogą być bardziej niebezpieczne niż nurkowanie, podczas którego nic się nie stało.

Nie żałuje pan swojego ryzykanctwa?
Z pewnością lepiej byłoby uniknąć operacji, chodzić prosto i nie narzekać na ból, ale gdybym nie szukał wrażeń, to być może moje życie inaczej by się potoczyło. Gdyby wyeliminować trudne, niebezpieczne sytuacje, mogłoby się okazać, że równocześnie zniknęło wiele pięknych, wartościowych chwil. Nie ma co żałować tego, co się stało, trzeba tylko wyciągnąć wnioski i iść do przodu.

Co jest tak porywającego w nurkowaniu? Rejestrowane przez pana nagrania filmowe z bałkańskich jaskiń nie powalają. Szare skały i niewiele więcej.
Widocznie mamy różne poczucie estetyki. Surowy krajobraz bywa niesamowity. Najważniejsze jest dla mnie odkrywanie nieznanych nikomu miejsc. W naszych czasach to prawie niemożliwe, tymczasem ja mam taką szansę. Sposobność dokonania czegoś niezwykłego działa budująco, dowartościowuje, daje satysfakcję, sprawia, że człowiek nabiera pewności siebie. To ważne. Jeśli ktoś potrafi taki stan uzyskać, spacerując po parku - tylko mu pozazdrościć. Ja muszę się posuwać znacznie dalej.

Na dużych głębokościach występuje jakaś flora, fauna?
Jaskinie zazwyczaj są jałowe. Życie pojawia się w postaci szczątkowej.

Ostatnio z entuzjazmem wypowiada się pan o odkrytych w tym roku jaskiniach na Bałkanach, a przecież przegrywają, zdawałoby się, z meksykańskimi Cenotami. Te drugie są jasne, ciekawe architektonicznie, ze stalaktytami i stalagmitami.
Tyle że znane od dawna i trudno w nich cokolwiek odkryć. Albania otwiera przed nurkami dziewicze tereny. Poza tym Bałkany fascynują mnie ze względu na kulturę, życzliwość ludzi, malownicze krajobrazy.

Jak to możliwe, że w środowisku wodnym powstały stalaktyty i stalagmity?
Płytkie jaskinie meksykańskie kiedyś były suche, znajdowały się ponad poziomem wody. W innym przypadku szata naciekowa by nie powstała. Potem w tym rejonie poziom wody się podniósł i jaskinie zostały zalane. Pod tym względem Meksyk, jak i całe Karaiby są ewenementem na skalę światową.

Ciemność, która zaczyna się na głębokości kilkunastu metrów, wzmaga grozę miejsca?
Nie o to chodzi, by przeżywać grozę. Poza tym zawsze jesteśmy zaopatrzeni w oświetlenie. Głębokie nurkowania rządzą się własnymi prawami. Trzeba rozwiązywać dodatkowe problemy, np. z HPNS, czyli neurologiczny syndrom wysokich ciśnień, który objawia się brakiem koordynacji ruchowej, drżeniem rąk, zaburzeniami widzenia, halucynacjami.

Problemem jest także dekompresja...
... czyli powolne wynurzanie się na powierzchnię. Co trzy metry zatrzymujemy na kilka do kilkunastu minut; im płycej, tym postój trwa dłużej. Chodzi o to, by gaz rozpuszczony w krwiobiegu zdążył się wysycić. Poprawne przeprowadzenie dekompresji jest szalenie istotne dla zdrowia nurka.

Podobno w wodzie, właśnie podczas dekompresji przeczytał pan biografię Olivera Stone’a...
Zawczasu przygotowuję sobie zafoliowane kartki książki.

Imponująca jest lista miejsc, które pan odwiedzał jako płetwonurek: Stany Zjednoczone, Meksyk, Włochy, Francja, Dominikana, Egipt, Bałkany...
I jeszcze wiele innych.

Co pana tak gna?
Możliwość przeżycia przygody.

Imponujące są także osiągnięcia, choćby rekord świata w nurkowaniu z użyciem obiegu zamkniętego. To znaczy?
Z wykorzystaniem specjalnych filtrów i komputerów do sterowania dystrybucją gazów. To, co wydychamy, trafia do specjalnego urządzenia, rebreathera, w którym jest oczyszczane z dwutlenku węgla, wzbogacane w tlen i na powrót kierowane do płuc. Dzięki temu pod wodą można przebywać bardzo długo i bardzo głęboko.

Do jakich nurkowań taki rebreather jest przydatny?
Głównie do głębokich jaskiniowych, np. do eksploracji jaskini Hranicka Propast. Właśnie dzięki rebreatherowi na głębokości 200 m odkryliśmy nowy korytarz, który prowadzi w nieznane, bardzo głębokie partie jaskini.

Bardzo głębokie nurkowania odbywa się w towarzystwie kilkuosobowej ekipy?
Lepiej być samemu. Sprawniej się wtedy działa. Zresztą samotne nurkowanie jest, wbrew pozorom, bezpieczniejsze.

Jak to jest - zaglądać w głąb ziemi, odwiedzać miejsca, których nikt wcześniej nie widział? Jest w tym coś z metafizyki?
Jak najbardziej.

Proszę spróbować opisać wrażenia…
Do końca nie potrafię. To niebywałe emocje. Ma się przekonanie, że robi się coś naprawdę wyjątkowego.

Nie założył pan rodziny?
Na żonę i dzieci jeszcze nie nadszedł czas, poczekam z tym, aż zakończę przygodę z nurkowaniem. Ale nie narzekam. Zimą jestem ratownikiem TOPR-u, pracuję jako instruktor żeglarstwa, narciarstwa i wspinaczki. Jest co robić.

Posiada pan dom w malowniczym miejscu, zdawałoby się - tylko z tego korzystać, tymczasem w ciągu roku spędza pan w nim zaledwie dwa, trzy tygodnie.
Pracę pojmuję jako wypoczynek.

I pewno nie wie pan, co to lenistwo.
Czasem mnie dopada. Jestem szczęśliwy, kiedy udaje mi się z niego wyrwać.

Lata lecą. Nie obawia się pan, że ciało odmówi posłuszeństwa?
Mam nadzieję, że nigdy to nie nastąpi.

Co poradziłby pan ludziom rozleniwionym, pozbawionym pomysłu na siebie?
Żeby znaleźli sobie jakiś cel w życiu i dążyli do niego, unikając łatwych rozwiązań.

Danuta Nowicka

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.