Czesław Majewski z kabaretu Olgi Lipińskiej: Bliska jest mi cała Łódź
Rozmowa z Czesławem Majewskim, znanym muzykiem, kompozytorem, występującym m.in. w kabarecie Olgi Lipińskiej
Czym dla pana jest Łódź?
Moim ukochanym miastem, w którym się urodziłem. Jestem bardzo dumny, że tak się rozwija. Są nowe ulice, domy, przedsięwzięcia. Miło mi, gdy o tym czytam. Niestety rzadko widzę, bo nie za często bywam w Łodzi. Ale może się to zmieni.
W której części miasta się pan wychował?
Na ul. Kołłątaja w okolicy ul. Wierzbowej w pobliżu Teatru Muzycznego. Stoją tam domy budowane tuż przed wojną.
Zachował pan miłe wspomnienia z tamtych okolic?
Oczywiście, przecież tam spędziłem dzieciństwo, młodość. Stamtąd jeździłem do kolejnych szkół. Pierwsze dwie klasy skończyłem w szkole przy ul. Wierzbowej. A następnie zacząłem się uczyć w szkole muzycznej przy ul. Jaracza 19. Tam skończyłem podstawową szkołę muzyczną i liceum. Uczyliśmy się w budynku nie przystosowanym do potrzeb szkoły, bez sali gimnastycznej. Była to zwykła kamienica mieszkalna. Została tylko zaadaptowana na szkołę. Znajdowała się w niej maleńka sala koncertowa zrobiona z pokojów mieszkalnych. Warunki były bardzo trudne, ale uczyliśmy się tam.
Potem przeniósł się pan do obecnej Akademii Muzycznej, wtedy Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej w Łodzi.
Tak, na ul. Gdańską. W tym samym budynku mieściła się szkoła aktorska. Będąc na trzecim roku wyższej szkoły muzycznej schodziłem piętro niżej i uczyłem moich rówieśników - aktorów piosenek. Studiując na górze pracowałem na dole jako asystent w klasie piosenki.
Potem zaczął pan współpracę z Radiem Łódź...
Jeszcze kończąc szkołę muzyczną, będąc na czwartym roku, rozpocząłem współpracę z orkiestrą Henryka Debicha. Pracowałem w niej do końca lat 60. W 1971 r. opuściłem Łódź i przeniosłem się do Warszawy.
Z żalem?
Z żalem, ale z konieczności. Jeszcze w latach 60. w Łodzi wiele się działo jeśli chodzi o sprawy kultury, muzyki. Była prężnym ośrodkiem filmowym, telewizyjnym. W mieście tym muzycy mieli mnóstwo zajęć. W końcu lat 60. to wszystko zaczęło się przenosić do stolicy. Nie na darmo mówiono, że Łódź leży za blisko Warszawy. Przecież w latach 60. najważniejsze programy telewizyjne nagrywano w łódzkim studio. Były to programy muzyczne, spektakle teatralne. Często brałem w nich udział jako muzyk, aranżer, komponowałem muzykę. Współpracowałem z Wytwórnią Filmów Oświatowych. Napisałem muzykę do realizowanych tam filmów. W końcu za pracą przeniosłem się do Warszawy.
Ma pan w Łodzi miejsca bliskie swojemu sercu?
Bliska jest mi cała Łódź. Zawsze tak było. W latach studenckich często z niej wyjeżdżałem. Potem tęskniłem za Łodzią, za różnymi miejscami. Nagle myślałem, że bardzo chciałbym się znaleźć na rogu ul. Narutowicza i Piotrkowskiej. Nie mam więc tu konkretnego miejsca, jest ich mnóstwo, choćby klub Pod Siódemkami przy Piotrkowskiej 77. Często w nim występowałem i bywałem. Nie mogę zapomnieć o pałacyku przy Piotrkowskiej 250. Tam odbywały się jam session. Graliśmy muzykę jazzową, choć na studiach było to zabronione i bardzo źle widziane przez profesorów. Pamiętam też, że w grywałem na wieczorkach tanecznych przy ul. Bystrzyckiej, dla studentów szkół artystycznych, którzy tam mieli akademiki. Te wieczorki organizowano w soboty i niedziele. Grałem na nich ze swoim zespołem dixielandowym. Zresztą cała Łódź jest dla mnie wyjątkowym, cudownym miejscem. W Łodzi się odnajdywałem i ją pokochałem. Żałuje, że rzadko odwiedzam to miasto. Przyjeżdżałem tu, gdy żyli rodzice, mieszkała w Łodzi siostra. Teraz rodzice od wielu lat nie żyją. Siostra wyjechała z kraju. Nie mam już nikogo bliskiego w Łodzi.
Czego życzyłby pan łodzianom i swojemu rodzinnemu miastu w Nowym Roku?
By spełniły się ich wszystkie marzenia i by Łódź została piękną Łodzią.