Chuligani to są ludzie tacy, co mają gdzieś dyscyplinę pracy. Bikiniarze też

Czytaj dalej
Grażyna Kuźnik

Chuligani to są ludzie tacy, co mają gdzieś dyscyplinę pracy. Bikiniarze też

Grażyna Kuźnik

Prawdziwych chuliganów w PRL wszyscy się bali, nawet milicja. Dlatego wolała tępić młodych zbuntowanych, którzy tylko nosili się jak ,,bażanty”. A chuligaństwo kwitło. Groźnie było do 1960 roku.

Chociaż polska prasa używała słowa „chuligan” już na początku XX wieku, określenie stało się popularne dopiero w latach 50., gdy budowano socjalizm. W miastach grupy chuligańskie zaczęły być równie widoczne jak kolejki przed sklepami. Propaganda z początku milczała o tych nieplanowanych elementach pejzażu socjalistycznego, aż stało się to niemożliwe. Wtedy chuliganom wypowiedziano wojnę.

Ucierpieli w niej jednak najbardziej bikiniarze, nazywani także dżolerami lub bażantami, czyli „źli chłopcy”, którym imponowało życie na Zachodzie, zwłaszcza w Ameryce. Wyróżniali się krawatami z wizerunkiem palmy i gołej panienki, co było symbolem atolu Bikini, na którym Amerykanie dokonali detonacji swojej największej bomby wodorowej. Milicja reagowała na takie krawaty bardzo nerwowo. Poza tym bikiniarze próbowali ubierać się zgodnie z zachodnią modą. Nosili wywatowane w ramionach marynary, „spodeń wąski i krótki”, buty zamszaki na wysokiej słoninie czyli platformie, fryzurę tzw. mandolinę, plerezę czy jaskółkę. Oburzenie budziły kolorowe skarpetki w paski. Tak wystrojeni tańczyli boogie-woogie, słuchali jazzu i swoją osobą wyrażali opór wobec rzeczywistości.

Władza wrzuciła bikiniarzy do jednego worka z chuliganami. Hasełka głosiły: „Ta odmiana chuligana wstręt, odrazę budzi w nas. Strój - jak bażant, mózg barana, skończyć z tym najwyższy czas.”

Czy nożem nie drzysną

Ale realni, powojenni chuligani nie słuchali jazzu. Tworzyli gangi, byli pospolitymi bandytami, polityka ich nie interesowała. Przyczyn rozkwitu chuligaństwa w latach 50. XX jest wiele, na pewno wpływ miała wojenna demoralizacja, zniszczenia i bieda. Nie tylko jednak mieszkańcy stolicy bali się wychodzić z domu wieczorami, podobny lęk panował we wszystkich polskich miastach. Strach warszawiaków przed chuliganami opisał Leopold Tyrmand w słynnej powieści „Zły”, w mniejszych miejscowościach czasem było podobnie, a może nawet gorzej.

Zjawisko nie ominęło Śląska. Piotr Ambroziewicz w wydanej świeżo książce „Złote lata polskiej chuliganerii, 1950-1960” (PWN 2018) stwierdza: ,,Charakterystyczne, że subkultura chuligańska rozkwitała najbujniej w tych miastach, w których znaczna część mieszkańców stanowiła ludność napływowa”. Dotyczy to właśnie Śląska i Zagłębia.

Pozostało jeszcze 67% treści.

Jeżeli chcesz przeczytać ten artykuł, wykup dostęp.

Zaloguj się, by czytać artykuł w całości
  • Prenumerata cyfrowa

    Czytaj ten i wszystkie artykuły w ramach prenumeraty już od 3,69 zł dziennie.

    już od
    3,69
    /dzień
Grażyna Kuźnik

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.