redakcja

Cezary Sławniewicz: chcę propagować pozytywne wzorce i wartościowe postawy

Cezary Sławniewicz: chcę propagować pozytywne wzorce i wartościowe postawy
redakcja

Z Cezarym Sławniewiczem, właścicielem PHU SŁAWA, laureatem konkursu Menedżer Roku 2015 w kategorii przedsiębiorstw małych i mikro rozmawia Daniel Sibiak.

Stihl to niemiecka korporacja. Nie obawiał się Pan, że Wieluń i Pajęczno to małe miejscowości i biznes może nie wypalić?

Oczywiście. Ale było to dla mnie być albo nie być. Od początku wiedziałem, że moją drogą jest mechanika i technika. Otrzymałem ten dar i postanowiłem zrobić z niego użytek. Uważam, że nieważne co się robi, ważne, aby robić to najlepiej jak się potrafi, wkładać w to całe serce, mieć pasję, być konsekwentnym a sukces przyjdzie sam. W czerwcu 1994 roku, tuż po ukończeniu liceum mechanicznego, poprowadziłem Przedsiębiorstwo Handlowo-Usługowe SŁAWA. Miałem wówczas 19 lat i startowałem praktycznie od zera. Muszę nawet dodać, że zaczynałem od zadłużenia się u ojca, który pożyczył mi 20 starych milionów, za które kupiłem wyposażenie sklepu – stare lady i regały. Jak już mówiłem, od dziecka uwielbiałem wszelkie prace związanie z mechaniką, zrodził się więc pomysł wstąpienia w szeregi dealerów marki Stihl. To firma produkująca pilarki łańcuchowe, kosy, kosiarki, myjki ciśnieniowe a także urządzenia czyszczące typu odkurzacze i dmuchawy, przecinarki do betonu oraz wiele innych maszyn napędzanych głównie silnikami spalinowymi lub elektrycznymi. Od samego początku bardzo zaangażowałem się w rozwój swojej firmy. W dzień nawiązywałem kontakt z klientami, dzięki czemu zdobywałem wiedzę na temat ich oczekiwań i potrzeb, po zamknięciu sklepu serwisowałem i naprawiałem maszyny, które trafiły do mnie z usterkami. Na początku pracowałem sam, angażowałem się do tego stopnia, że pracowałem nocami, aby moi klienci mogli odebrać maszyny rano, tuż przed zaplanowaną wycinką. Z biegiem lat zatrudniałem coraz więcej pracowników – dziś moje trzy sklepy obsługuje dobrze zgrana załoga licząca wraz z moją żoną siedem osób.

Sprzedaż od początku szła jak po maśle, czy droga była trudna i wyboista?

Początki zawsze są trudne. Najważniejsze to nie poddawać się, nie zrażać małymi kłopotami i porażkami. Czasy, w których startowałem, nie należały do łatwych. Musiałem osobiście zaopatrywać swój sklep w towar. Nie było firm spedycyjnych. W tym celu czasem nawet trzy razy w tygodniu jeździłem do Poznania po maszyny. Muszę dodać, że każda taka wyprawa była nie lada wyczynem gdyż dysponowałem wówczas leciwym fordem escortem, który nieraz odmawiał mi posłuszeństwa na drodze. Ceny pilarek były też nieporównywalnie wyższe niż są obecnie. Obecnie pilarz kupuje profesjonalną maszynę za swoją niepełną pensję, wtedy musiał odłożyć co najmniej trzy. Mimo wszystko dobrze wspominam tamte czasy i tym bardziej doceniam to, co mam. Wiem, że osiągnąłem to tylko dzięki swojemu uporowi i maksymalnemu zaangażowaniu.

Kiedy nastąpił przełomowy moment w rozwoju firmy a słupki sprzedaży poszły do góry?

Nie wiem, czy mogę tu mówić o jakimś przełomowym momencie. Jednak duży wzrost sprzedaży odnotowałem gdy Polska wstąpiła do Unii Europejskiej. Od roku 2004 odnotowałem duży wzrost sprzedaży a dowodem na zasługi członkostwa w Unii byli klienci–rolnicy. Szczególnie widoczne to było podczas sprzedaży ratalnej, gdzie klient okazywał zaświadczenie o dochodzie wskazujące na dofinansowanie z funduszy unijnych.

A pan, jako przedsiębiorca, skorzystał z unijnych pieniędzy?

Raz, w ramach umowy o refundację kosztów doposażenia stanowiska pracy dla skierowanego bezrobotnego. Celem projektu było stworzenie stanowiska pracy dla bezrobotnego i zapewnienie mu zatrudnienia przez 24 miesiące. Okres obowiązywania umowy rozpoczął się 13 sierpnia 2012 roku i, mimo że minęły już dwa lata od jego zakończenia, nadal zatrudniam tego pracownika. Kwota refundacji 15 tys. zł pozwoliła mi doposażyć mój serwis w nowoczesne, zaawansowane technologicznie narzędzia, które ułatwiają i przyspieszają wykonywanie usług serwisowych. W przyszłym roku planuję ponownie skorzystać ze środków unijnych i zatrudnić kolejnego bezrobotnego.

Dziś ma pan dwa autoryzowane salony dealerskie firmy Stihl w Wieluniu i Pajęcznie. Które z produktów sprzedają się najlepiej. Czy wciąż są to pilarki?

Jak już mówiłem wcześniej, Stihl produkuje wiele urządzeń. Na początku sprzedawałem głównie pilarki. To one były „top of the top”. Teraz konkurują z nimi kosiarki i kosy. Jest to związane z rozwojem, ze zmianą mentalności i potrzeb ludzkich a także wzrostem ich możliwości. Dziś każdy właściciel domu z ogródkiem czuje potrzebę posiadania urządzeń do pielęgnacji trawnika, sadu. Chcemy dbać o to, co wokół nas, chcemy mieszkać ładniej i czyściej. Cenimy swój czas a maszyny oferowane przez markę, którą reprezentuję, ten czas nam oszczędzają i to na najwyższym poziomie.

Wiem, że w planach ma pan budowę integracyjnego placu zabaw przy ulicy Staszica, które jest dziś drugim centrum handlowym Wielunia. Plac, którego wizualizację mogliśmy zobaczyć w internecie, różni się jednak od tych osiedlowych. Będzie bowiem przeznaczony także dla dzieci niepełnosprawnych. Chce pan w niego zainwestować 200 tys. zł. Kiedy ruszy budowa?

Moim najważniejszym osiągnięciem w ciągu 21 lat prowadzenia działalności jest przeobrażenie obskurnego i jałowego terenu dworca PKS Wieluń w nowoczesne centrum handlowe i przy tym otworzenie na tym terenie w 2011 roku drugiego punktu handlowego w Wieluniu. Integracyjny plac zabaw to dla mnie bardzo waż- na i wyjątkowa inwestycja – miała być jednocześnie materialnym zwieńczeniem wielu lat funkcjonowania mojego przedsiębiorstwa na lokalnym rynku ale też wyrazem wdzięczności dla moich klientów. Czuję społeczną odpowiedzialność, aby tworzyć korzystne rozwiązania dla społeczności, wśród której działa moja firma. Osobiście uważam to za mój największy sukces zawodowy. Przyczyniłem się bezpośrednio do zmiany terenu starego dworca PKS w nowoczesne centrum handlowe. Geneza moich działań sięga roku 2006 kiedy szukałem miejsca dla nowej inwestycji pozwalającej rozwijać działalność. Jako pierwszy dostrzegłem potencjał terenu o powierzchni ok. pół hektara, na którym stał obskurny dworzec PKS. Teren ten był kiedyś wizytówką i dumą naszego miasta. Niestety, z biegiem lat podupadł, powoli przestał spełniać swoją funkcję i ostatecznie, w obliczu rozwoju całego miasta, stał się jednym z brzydszych zakątków Wielunia. Uważałem, że teren ten idealnie nadaje się pod budowę galerii handlowej. Wówczas zwróciłem się do zarządu PKS Wieluń i umówiliśmy się na transakcję. Umowa była taka: za pomysł na rozwój i przy tym podbudowanie finansowo przedsiębiorstwa PKS Wieluń, miałem możliwość zakupienia zagospodarowanego przeze mnie terenu. W planach miałem budowę dość dużego pawilonu handlowego i zieleńca nawiązującym tematycznie do charakteru mojej działalności. Z tymi planami zgłosiłem się do zarządu PKS Wieluń i pomysł mój został przyjęty bardzo entuzjastycznie przez zarząd PKS. Kiedy wystąpiłem z propozycją zakupu terenu przewidzianego pod moją inwestycję, PKS Wieluń odmówił mi chwilowo sprzedaży działki motywując to państwowym charakterem PKS. Jednocześnie zostałem zapewniony, że zaraz po sprywatyzowaniu wrócimy do tematu sprzedaży tej działki, na której planowałem zainwestować. Zawarliśmy umowę dżentelmeńską za pośrednictwem mojej pełnomocniczki-księgowej i ruszyliśmy z pracami. Z powodu różnych przeszkód, ale głównie biurokratycznych, uzyskałem pozwolenie na budowę dopiero w roku 2010. Ostatecznie pawilon handlowo-usługowy o powierzchni ok. 300 mkw. został oddany do użytku w maju 2011 r. Koszt tej inwestycji obliczyłem na 540.000 zł. Ok. 800 mkw. wyłożyłem kostką brukową, ogrodziłem i zasadziłem zieleń. Utworzyłem ciąg komunikacyjny między dworcem PKS a resztą miasta. Do tej pory było tam zwykłe klepisko a pasażerowie w deszczowy dzień musieli brnąć w błocie po kostki, aby dostać się do centrum miasta. Jednocześnie cały czas starałem się powrócić do rozmów z zarządem PKS Wieluń, aby sfinalizować naszą umowę, czyli – docelowo – zakup dzierżawionej działki. Na początku 2014 zleciłem projekt integracyjnego placu zabaw, który chciałem usytuować tuż obok mojego pawilonu. Uważam, że jest to bardzo dobra i prospołeczna inicjatywa, tym bardziej że w międzyczasie na miejscu budynku dworca, tak jak wspomniałem wg. mojego pomysłu, powstała galeria ERA PARK handlowy. Nigdzie nie było jednak placu zabaw dla „naszych maluchów”. Dowiedziałem się, że to byłby pierwszy plac zabaw Stihl-a na świecie! Ten plac zabaw miał spełniać wielowymiarowe zadanie. Miał być jednocześnie miejscem zabaw także dla dzieci niepełnosprawnych oraz wyrazem wdzięczności dla mieszkańców okolic, czyli moich klientów a także propagowaniem marki Stihl. Niestety, na tym skończyły się moje plany, właśnie z powodu pewnych formalności, o których na razie nie chciałbym mówić. Mimo wszystko nadal czynię starania, aby integracyjny plac zabaw powstał. Dla dzieci warto pokonywać największe trudności. Ich uśmiech i radość są najlepszą nagrodą. Korczak powiedział „Kiedy śmieje się dziecko, śmieje się cały świat”. Te słowa stały się moim życiowym mottem i wspominam je, bo dają mi siłę do dalszych działań, gdy napotykam na coraz to nowe przeszkody.

Od lat wspiera pan finansowo także wieluńskie kluby sportowe, głównie zaś placówki oświatowe. To rekompensata za to, że udało się panu odnieść sukces?

Nie traktuję tego jako rekompensaty dla losu, za to że osiągnąłem tzw. sukces. Cieszę się, że moja praca i osiągnięcia stawiają mnie w tej pozycji, że mam możliwości finansowe, aby pomagać i wspierać rozwój młodszego pokolenia. Staram się propagować pozytywne wzorce i nagradzać wartościowe postawy, dlatego wspieram finansowo chociażby Szkołę Podstawową nr 5 w Wieluniu, do której uczęszcza moja młodsza córka, oraz kolarski klub sportowy i drużynę siatkarską młodzików. Nie mogąc doczekać się na rozwiązanie problemu z budową integracyjnego placu zabaw dla dzieci, wymyśliłem taki eksperyment: zakupiłem dla integracyjnej 6 klasy w Szkole Podstawowej nr 5, do której uczęszcza moja młodsza córka karmniki dla ptaków. Każde dziecko będzie miało swój, tyle, że zanim weźmie go do domu będzie musiało go złożyć. Umówiłem się z radą pedagogiczną, że będę osobiście w klasie instruktorem na trzech godzinach kolejnych lekcjach dnia i w tym czasie musimy je zbudować. Po tej operacji domek jest własnością dziecka – wykańcza i maluje go w domu. Eksperyment ten bardzo spodobał się dzieciom, więc zamierzam go powtarzać co roku, gdyż nie są nam obojętne losy ptaków, szczególnie zimą, a przy tym dzieci mają wspaniałą i wdzięczną pracę techniczną.

redakcja

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.