Broda w biznesie, czyli jak się kręci biznes na brodzie

Czytaj dalej
Fot. Waldemar Wylegalski
Błażej Dąbkowski

Broda w biznesie, czyli jak się kręci biznes na brodzie

Błażej Dąbkowski

Wielu polskich przedsiębiorców nadal ulega konserwatywnemu stereotypowi gładko ogolonego biznesmena. Eksperci jednak przekonują, że to właśnie teraz nadszedł czas, żeby być dumnym ze swojego zadbanego zarostu.

Moda na zarost opanowała Stany Zjednoczone, Europę, kilka lat temu dotarła też do Polski. Nie dziwią już nikogo brodaci hipsterzy, pracownicy agencji reklamowych, eksperci IT, jednak w niektórych kręgach bujny zarost nadal jest postrzegany z pewnym dystansem. Czy broda jest akceptowana w biznesie? Przykłady Sebastiana Kulczyka, najbogatszego Polaka, czy Michała Grzybkowskiego, prezesa Beyond.pl, spółki zajmującej się centrami przetwarzania danych, pokazują, że tak. Jak jednak przekonuje barber Adam Szulc, piszący obecnie książkę poświęconą fryzjerstwu męskiemu, w naszym kraju nadal funkcjonuje stereotyp konserwatywnego, ogolonego na gładko bankowca. Choć moda na brody pojawiła się w Polsce na przełomie 2013 i 2014 roku, dziś menedżerowie i przedsiębiorcy mogą sobie pozwolić jedynie na krótszą brodę.

- Oczywiście musi być ona wypielęgnowana, dobrze przystrzyżona, naolejowana. Na Zachodzie trochę inaczej to wygląda, w londyńskim City codziennie można zobaczyć biznesmenów z długimi, bujnymi brodami. Tymczasem u nas niewiele osób decyduje się na to, by sobie pofolgować. To jednak najlepszy czas, by bezkarnie brodę zapuścić. Teraz na ulicy już nikt się nie obejrzy za brodaczem, by rzucić złośliwą uwagę - mówi Adam Szulc.

Broda w okopach

Jak powstała moda na zarost? By poznać jej korzenie, musimy się cofnąć o kilkaset lat. Do połowy XIX w. bardzo modne w Europie i Stanach Zjednoczonych były bokobrody w stylu empire i biedermeier, odwołujące się bezpośrednio do stylu znanego z czasów rewolucji francuskiej oraz antycznego Rzymu. Od połowy wieku mieliśmy już do czynienia z nowymi prądami rewolucyjnymi, filozoficznymi, naukowymi, nowe nurty pojawiły się również w sztuce. Najbardziej znanymi brodaczami tamtych czasów byli George Bernard Shaw, Karol Marks, Karol Darwin czy Lew Tołstoj. Wszyscy mieli długie, nieskrępowane czesaniem i pielęgnacją brody.

- To mężczyźni, którzy mieli coś do powiedzenia, a na pewno więcej niż zwykli ludzie. Byli też nieco ekstrawaganccy, za pomocą brody chcieli się także wyróżnić - podkreśla barber. Kolejnym ważnym etapem „brodatej” historii jest wojna secesyjna w USA. Niemal wszyscy żołnierze i oficerowie biorący udział w walkach po obu stronach mieli brody, co mogło z jednej strony być elementem mającym przestraszyć przeciwnika, z drugiej efektem długotrwałego przesiadywania w okopach. W takich miejscach możliwość zgolenia zarostu była oczywiście mocno utrudniona. Z kolei przełom XIX i XX w. to czas bród wypielęgnowanych, ładnych, przypominających szkołę wiedeńską, trochę biznesowych, trochę mieszczańskich.

- Warto też pamiętać, że religie też miały bardzo duży wpływ na brodę. W ikonografii rosyjskiej diabeł zawsze był ogolony, z kolei w polskich legendach czy baśniach Boruta czy Rokita mieli zarost. Popi jako namiestnicy Boga zawsze mieli więc brody, podobnie jak większość carów. Dlatego między innymi nie był lubiany Piotr I Wielki, mając na pieńku z bogobojnymi Rosjanami. Cała rodzina Romanowów była już z kolei „zapuszczona” - opowiada Adam Szulc.

Kręgi arystokratyczne również mają swoje miejsce w historii zarostu. Ich przedstawiciele zatrudniali na swoich dworach cyrulików, golibrodów, ci, jak się później okazało, potrafili tworzyć ponadczasowe dzieła. Jednym z takich przykładów są wąsy i bokobrody Franciszka Józefa.

Wróćmy do XX w. Jest sierpień 1914 roku. Żołnierze wyjeżdżający na front są, zgodnie z ówczesną modą, w dużej mierze brodaci. Wszyscy byli przekonani, że wrócą za chwilę, choć okazało się, że ten moment nastąpił dopiero po czterech latach. W okopach nie było możliwości, by się ogolić. W międzyczasie Niemcy zaczęli w działaniach wojennych korzystać z gazu bojowego. Państwa alianckie postanowiły więc wysyłać na front tysiące masek gazowych, szybko się jednak okazało, że brody i wąsy je zapychały.

- Kilka lat wcześniej King Camp Gilette, amerykański przedsiębiorca, wymyślił i opatentował słynną żyletkę z dwoma ostrzami do maszynki do golenia. W USA w 1905 roku była już popularna, ale w Europie nie mogła się przebić. Dopiero 10 lat później, z konieczności, masowo zaczęto ją sprowadzać do Europy. To było dobre, wygodne rozwiązanie, ponieważ nie każdy potrafił stosować brzytwę - opowiada barber.

Lata 20. i 30. XX były bezbrodowe. Zwłaszcza okres przed i w trakcie II wojny, kiedy Niemcy narzucili swój wojskowy styl w przypadku fryzur. To się utrzymało po 1945 roku, głównie ze względów higienicznych. Dopiero kiedy się upowszechniły łazienki, nastąpił kolejny powrót do kultury zarostu. W latach 60. wszystko zmieniła też rewolucja kulturowa. Brody były wtedy traktowane jak forma buntu, nie były dobrze widziane w kręgach biznesowych.

Z kolei w latach 80. w Polsce były popularne wśród dysydentów. Bujak, Frasyniuk, Geremek - wszyscy byli posiadaczami bujnego zarostu. Lata 90. już nie były łaskawe dla brodaczy, poza rządem Tadeusza Mazowieckiego. W Polsce karierę robią wtedy nowoczesne maszynki. Kolejna eksplozja na Zachodzie następuje dopiero w 2010 roku, a w Polsce trzy-cztery lata później. - To próba odreagowania metroseksualności. Mężczyźni znów odkryli w sobie pierwotny pierwiastek wikinga - śmieje się golibroda.

Kultura z barbershopu, nie z sieciówki

Wraz z modą w Polsce rozkwit przeżywają barberzy i ich zakłady, również zaczął się mocno rozwijać rynek dedykowanych kosmetyków. Zainteresowali się nimi także najwięksi gracze na rynku, dlatego żaden brodacz nie ma obecnie problemu z zakupem olejku czy balsamu, także w popularnych, sieciowych drogeriach. Adam Szulc przekonuje jednak, by przed nabyciem kosmetyku zapoznać się z historią i subkulturą barberyzmu. - Ona żyje w bardziej kameralnych miejscach niż supermarkety, w zakładach fryzjerskich, specjalistycznych punktach, gdzie pracują ludzie posiadający odpowiednią wiedzę. Sam zakup nie sprawi przecież, że ktoś odpowiednio zadba o zarost - mówi.

Jeszcze kilka lat temu w Polsce dostępne były tylko produkty importowane z Zachodu, furorę robiła wtedy marka Mr Bear. W naszym kraju furtkę dla przedsiębiorców zajmujących się specjalistycznymi kosmetykami do brody otworzyła mała manufaktura spod Lublina - Mr Broda. Obecnie na rodzimym rynku funkcjonuje około 20 takich firm, które sobie radzą coraz lepiej.

- Wyróżnia ich nie tylko jakość, ale także przywiązanie do formy opakowania, logotypu, grafiki, zapachu. To najwyższa półka w Europie. Mam porównanie, bywam na szkoleniach w Londynie, gdzie się spotykam z niezbyt dobrymi kosmetykami, a u nas wszystko jest robione z ogromną starannością i ze smakiem - stwierdza Adam Szulc. Produkty z polskich manufaktur nie należą do tanich, choć jak przekonuje barber, nie wynika to z pazerności producentów, a z dbałości o każdy detal.

Nad zapachem praca trwa pół roku

Co ciekawe, na świecie branża oferująca produkty do pielęgnacji zarostu jest jedną najbardziej dynamicznie rozwijających się. Według raportu Euromonitora (z 2015 roku), wartość tego rynku wzrośnie o 10 proc. i w 2020 roku wyniesie ponad 3 miliardy dolarów. W Wielkopolsce i Łodzi rozwija się ona przede wszystkim dzięki powstającym barbershopom i męskim salonom fryzjerskim, które dystrybuują kosmetyki.

W Poznaniu siedzibę ma także jedna z bardziej znanych firm zajmujących się produkcją naturalnych olejków, balsamów czy toników do brody. Marka Pan Drwal powstała trzy lata temu, dzięki chemikowi o specjalności kosmetycznej, grafikowi oraz biotechnologowi. Ich produkty, co podkreślają barberzy, wyróżniają się wysoką jakością, minimalistycznym designem oraz intrygującym zapachem. Zapach to element, nad którym w każdej linii produktów zespół pracuje najdłużej, bo średnio 6 miesięcy. Składniki? Tylko naturalne! Przykładowo olejek linii Premium zawiera aż 5 olejów, skomponowanych tak, aby kompozycja była lekka oraz dobrze się wchłaniała, bez pozostawiania tłustego filmu. Zostały do niego wykorzystane olej migdałowy, olej z pestek winogron, olej arganowy, olej jojoba oraz olej abisyński. Ten ostatni dzięki dużej zawartości kwasu erukowego wspomaga układanie włosów oraz powoduje, że przez długi czas od nałożenia zarost pozostaje zadbany i lśniący. Z kolei balsam i tonik to kosmetyki oparte na odżywczym działaniu protein pszenicy, które wspaniale nawilżają i odżywiają włosy, niwelując ich łamliwość i zwiększając objętość.

Właściciele poznańskiej marki dbają jednak o każdy szczegół. To więc nie tylko najlepsze naturalne składniki, odpowiednio dobrane nuty zapachowe, designerskie opakowania, ale także butelki. Na początku roku firma otrzymała nagrodę iF Design Award 2018 za projekt opakowań. O znak jakości iF walczyło ponad 6 tys. zgłoszeń z 54 krajów. Pan Drwal był jedyną polską marką, której udało się go w tym roku zdobyć.

Do tej pory Pan Drwal stworzył już kilka linii kosmetyków, począwszy od „Original”, przez „Lucky Luke, „Premium”, po „Steam Punk”. Ta ostatnia to wynik współpracy z Adamem Szulcem. Choć firma z Poznania uchodzi aktualnie za najbardziej rozpoznawalną markę na rynku kosmetyków męskich, właściciele chcą, by pozostała ona na rynku profesjonalnym i nie rozważają współpracy na znacznie szerszym - drogeryjnym. Pan Drwal posiada własny park maszynowy oraz przestrzeń produkcyjną, co pozwala na produkcję krótkich serii kosmetyków dla kolejnych barberów zainteresowanych współpracą.

Biznes nie powinien więc odrzucać zadbanej brody. Tu warto się powołać na naukowców, w tym Christophera Oldstone-Moore’a, autora książki „Of Beards and Men: The Revealing History of Facial Hair”, którzy twierdzą, że mężczyźni z zarostem są postrzegani jako osoby dojrzałe, odnoszące sukcesy zawodowe, o wyższym statusie społecznym i wzbudzające zaufanie. A zaufanie w biznesie jest nie do przecenienia.

Błażej Dąbkowski

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.