Bieda, złość i strach. Nowa książka Tomasza Hildebrandta

Czytaj dalej
Fot. gdansk.pl
Przemysław Zieliński

Bieda, złość i strach. Nowa książka Tomasza Hildebrandta

Przemysław Zieliński

Bez uniwersalnych więzi międzyludzkich nasze społeczeństwa rozsypią się na atomy, a nasza cywilizacja zniknie - przekonuje pisarz Tomasz Hildebrandt, którego nowa książka pt. „Dotyk” jest już w księgarniach.

W fabule swojej trzeciej książki autor zabiera czytelników do francuskiej Marsylii. Daleko od rodzinnego Tczewa oraz problemów społecznych współczesnych Polaków.

- Próba umieszczenia fabuły w Polsce nie powiodła się - przyznaje Tomasz Hildebrandt. - Większość z poruszanych w książce problemów jest dla naszego kraju stosunkowo odległa. Nie mamy praktycznie żadnych mniejszości kulturowych czy etnicznych, jesteśmy społeczeństwem homogenicznym, zagrożenie terrorystyczne występuje u nas tylko teoretycznie. Marsylia za to była idealną lokalizacją. Z jednej strony Francja, czyli miejsce wielu z niedawnych ataków terrorystycznych. Z drugiej strony, wielkie miasto z bardzo dużym odsetkiem imigrantów, w szczególności pochodzenia arabskiego. Tygiel etniczny targany problemami ekonomicznymi i społecznymi. Wystarczyło dolać trochę oliwy do ognia i katastrofa gotowa.

Z kart „Dotyku” przebijają się wizje paniki, chaosu i bezsilności. Marsylia nigdy nie była bezpiecznym miastem, a poczucie to w książce potęgowane jest przez serię zabójstw niezidentyfikowanych mieszkańców miasta, spalonych żywcem oraz zamieszki wywołane zakazem publicznego manifestowania wiary w islam. Tragedia wisi w powietrzu, tym bardziej, że terroryści zapowiadają zamach w dniu, w którym ma przyjechać premier Francji i w którym odbędzie się otwarcie nowego meczetu. Policja nie potrafi uspokoić nastrojów, dlatego powstają oddolne bojówki mieszkańców, samodzielnie szukających podejrzanych o brutalne mordy, które jednak z praworządnością mają niewiele wspólnego.

Terroryzm, fanatyzm religijny, zderzenie świata zachodniego z ortodoksyjnym islamem - to tematyka wybitnie na czasie, która przeważyła o wyborze tematu nowej książki tczewianina, z wykształcenia prawnika, a obecnie producenta wydarzeń kulturalnych.

- Pomysł na książkę zrodził się właśnie z obserwacji sytuacji na świecie, z analizy największych zagrożeń, które przed nami stoją - wyjaśnia nasz rozmówca. - Terroryzm czy fanatyzm religijny nie są zjawiskami nowymi, ale rzeczywiście bardzo na czasie ze względu na ostatnie zamachy, które wzbudziły w Europejczykach wielki strach. Zderzenie kultur to stara teoria, ale idealnie wpasowuje się w aktualną sytuację, jest chętnie wykorzystywana przez media i polityków, żeby istniejący strach jeszcze bardziej rozdmuchać. To był dla mnie punkt wyjścia do tworzenia fabuły powieści, a zacząłem od tytułowego, symbolicznego dotyku. Teza była prosta: co się stanie, kiedy ta sfera intymności zostanie nam odebrana? Szukam na to pytanie odpowiedzi w książce i chyba znajduję. Bez uniwersalnych więzi międzyludzkich nasze społeczeństwa rozsypią się na atomy, a nasza cywilizacja zniknie.

To właśnie przez tytułowy dotyk przenosi się epidemia nieznanej choroby, która na domiar złego atakuje Marsylię. Ludzie umierają w męczarniach, a coś, co jest przejawem wspólnoty ludzi sobie bliskich, może doprowadzić do śmierci. Atmosfera powieści jest więc duszna, królują zagrożenia i niepokój, nie wieje z niej optymizmem. Czy tak właśnie autor odbiera dzisiejsze nastroje w Europie?

- Nie tylko ja, wystarczy trochę poczytać, obejrzeć wiadomości, pogadać z ludźmi - przekonuje Tomasz Hildebrandt. - Boimy się, choć nasze lęki umiejętnie są podsycane przez media, które dzięki temu sprzedają się lepiej, i polityków, szczególnie tych z prawej strony sceny politycznej. Zastraszonym społeczeństwem rządzi się łatwiej, to zawsze sprawdzająca się metoda sprawowania władzy. Z cienia zaczynają wyłazić demony, a z szafy wypadać trupy. Na ulicach Europy widzimy marsze neonazistów, zamykamy granice, zbroimy się, okopujemy. Wywołujemy coraz to nowe konflikty na Bliskim Wschodzie, choć nie potrafimy sobie poradzić z ich konsekwencjami, przede wszystkim z terroryzmem i falą uchodźców. Stajemy się coraz bardziej wrodzy wobec innych, za nasze niepowodzenia i frustracje winimy obcych. Już kiedyś to przerabialiśmy, z katastrofalnymi skutkami. Cechuje nas krótka pamięć.

Pisarz przez kilka lat studiował i pracował w Zachodniej Europie. O problemach imigrantów opowiadał jego debiut pt. „Wyjechać, nie wrócić” z 2010 r. Ma więc perspektywę pozwalającą na dostrzeżenie niepokojących zmian na naszym kontynencie, na którym podziały społeczne stają się coraz wyraźniejsze.

- Dzielimy się wzdłuż i w poprzek, wręcz szatkujemy ludzkość na małe kawałki - tłumaczy autor. - Co gorsza, dokonujemy tego świadomie, celowo.
Wynika to z kumulacji różnych czynników, ale największe motywacje są dwie: bieda i strach. Ekonomiczna stagnacja powoduje wielką frustrację, tym większą, że obserwujemy rosnące w bogactwa elity. Musimy wydzierać sobie nawzajem okruchy z pańskiego stołu, których jednak nie wystarcza dla wszystkich, a to wywołuje frustrację, gniew. Jeśli dodatkowo jesteśmy członkiem mniejszości etnicznej, która czuje się prześladowana, odzywa się chęć walki. Religia, czy szerzej tożsamość kulturowa, staje się do tego idealnym pretekstem. Pojawiają się akty agresji, a te wywołuje strach. Tych mechanizmów nie musimy szukać daleko, u nas jest podobnie. Religię wystarczy zastąpić nacjonalizmem czy rasizmem, a efekt może być równie katastrofalny.

„Dotyk” można więc potraktować jako pewną formę ostrzeżenia przed stopniowym zerwaniem więzi międzyludzkich, a co za tym idzie - przed rozpadem społeczeństwa takiego, jakie znamy. Zdaniem autora, dysponujemy wiedzą i całym arsenałem środków, aby uczynić świat lepszym, ale czy jesteśmy w stanie tego dokonać?

- Z jakichś powodów jednak tego nie czynimy - uważa Tomasz Hildebrandt. - Walkę z terroryzmem należy zacząć od wygaszenia konfliktów na Bliskim Wschodzie, które jednak od lat podsycamy. Falę uchodźców zatrzyma się w ten sam sposób. To w konsekwencji zapobiegnie odrodzeniu nazizmu. Biedę też da się poskromić, wystarczy powrócić do powojennego ładu, opartego na równowadze między biznesem a pracownikami, która została zachwiana tak bardzo, że ośmiu ludzi posiada dzisiaj majątek równoważny zasobom połowy ziemskiej populacji. Nie ma to nic wspólnego z demokracją czy chrześcijaństwem, jest sprzeczne z każdym cywilizowanym systemem wartości. Zresztą, z podstawowych wartości, o które kiedyś walczyliśmy, została nam tylko wolność, a i ona jest zagrożona. O równości i solidarności nikt nie pamięta. Przestaliśmy się uczyć, rozwijać, przez co się cofamy. Właśnie ten stan opisuję w książce, sugeruję też proste rozwiązania. Przede wszystkim brakuje nam humanizmu, a bez tego nie unikniemy złej przyszłości.


[email protected]

Przemysław Zieliński

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.