Aleksander Kawecki: "Cieszę się, że Łódź tak pięknieje!"

Czytaj dalej
Fot. notoco.net.pl
Anna Gronczewska

Aleksander Kawecki: "Cieszę się, że Łódź tak pięknieje!"

Anna Gronczewska

Rozmowa z Aleksandrem Kaweckim, muzykiem, perkusistą, założycielem i członkiem zespołu No To Co.

Ile lat jest Pan związany z zespołem No To Co?

Jestem w tym zespole od początku, należę do jego założycieli. A w tym roku No To Co będzie obchodziło jubileusz 50-lecia. Powstało dokładnie 6 grudnia 1967 roku.

To jeden z najbardziej znanych zespołów muzycznych Łodzi.

Na pewno. Łódź stanowi nasze korzenie. Niemal wszyscy członkowie naszego zespołu są łodzianami. Wyjątkiem jest jedynie Jerzy Grunwald. To Ślązak wywodzący się z Katowic.

Pamięta Pan pierwszy koncert No To Co?

Próby zaczęliśmy we wrześniu 1967 roku na Bałutach. Przygotowywaliśmy się do grudniowego występu w telewizji. Robiliśmy to w mieszkaniu Piotra Janczerskiego. Ćwiczyliśmy po sześć-siedem godzin dziennie. Pierwszy koncert mieliśmy chyba w marcu 1968 roku w Zakopanem. Był on naszym przygotowaniem do festiwalu w Opolu. Szlifowaliśmy piosenki „Te opolskie dziołchy”, „Po ten kwiat czerwony”.

W Łodzi dużo przez te lata koncertowaliście?

Dziwnie się składa, ale nie. Nasze miasto rodzinne specjalnie nas nie chce. Planujemy właśnie w Łodzi zorganizować koncert z okazji naszego 50-lecia. Mamy jednak już oferty z Poznania, Zielonej Góry, Wrocławia. Wypadałoby jednak, by łódzki zespół uczcił swój jubileusz w Łodzi. Może się uda.

W jakich rejonach Łodzi się Pan wychował?

W śródmieściu. Mieszkałem w kamienicy stojącej na rogu ulic Nawrot i Kilińskiego. Tego domu już nie ma. Obok miałem park imienia Sienkiewicza. Często tam chodziłem. Najpierw jako dziecko, potem już jako taki podlotek. Spadło się parę razy z drzewa. Zdobyłem wszystkie kominy w okolicy. Moja mama nie była z tego zadowolona. Nie należałem do grzecznych dzieci. Ale jakoś udało mi się przebrnąć to dzieciństwo bez uszczerbku na zdrowiu.

Przygoda z muzyką zaczęła się w tej kamienicy?

Ja, koledzy z No To Co, ale też Trubadurzy wywodzimy się z ruchu amatorskiego. W zasadzie z klubu „77”. To był nasz uniwersytet muzyczny. Grało się różnych zespołach amatorskich. Potem powstali Trubadurzy. Dwa lata przed nami. Ale bardzo się z nimi przyjaźniliśmy. Część Trubadurów znalazła się potem w No To Co. Jako Trubadur za Mariana Lichtmana pojechałem z zespołem do Mielna. Mieliśmy grać dla studentów wypoczywających w jednym z tamtejszych ośrodków wczasowych. Tak się złożyło, że koncerty w okolicy dawali Niebiesko-Czarni. W Koszalinie spotkaliśmy Piotra Janczerskiego. Powiedział, że chce założyć zespół, który będzie się opierał na propagowaniu polskiego folkloru. Ja, nieżyjący już Bogdan Borkowski i Jurek Krzemiński zdecydowaliśmy, że zagramy z Piotrem. W zespole był już Jerzy Grunwald. Spotkaliśmy się po wakacjach w Łodzi, zaczęliśmy próby. Przyszedł do nas Jurek Rybiński, który zwerbował Janka Stefanka. I tak powstało No To Co.

Aleksander Kawecki: "Cieszę się, że Łódź tak pięknieje!"
http://notoco.net.pl

Łódź jest dla Pana szczególnym miejscem?

Tu się urodziłem, wychowałem. Tu wróciłem w stanie wojennym z zagranicy. I dalej mieszkam w Łodzi. Tu skończyłem technikum budowy maszyn. Zaliczyłem dwa semestry na Politechnice Łódzkiej. Ale dałem sobie spokój, postawiłem na muzykę. Do dziś jestem wierny perkusji.

Ma Pan w rodzinnym mieście miejsca szczególnie bliskie sercu?

Ogromną sympatią darzę Irish Pub. Tam kiedyś był klub „77”. Tam zbierała się kiedyś dzisiejsza elita Łodzi. Ludzie, którzy są teraz lekarzami, artystami, prawnikami, filmowcami. Wiele osób z tego kręgu wyemigrowało z kraju. To była mekka studentów, muzyków.

Podoba się Panu współczesna Łódź?

Jeśli porówna się to co było, z tym co jest, to są to niebo i ziemia. Łódź ma format współczesnego miasta europejskiego. Miasto zmienia się z dnia na dzień. Chwała za to gospodarzom Łodzi. Cieszę się, że moje miasto tak pięknieje. Jeśli w Niemczech pytają mnie skąd pochodzę, to nie mówię, ze jestem Polakiem. Odpowiadam, że pochodzę z Łodzi. Każdy wtedy z podziwem kiwa głową. Kiedyś w Niemczech bardzo była popularna piosenka „Theo, jedziemy do Łodzi?”. I doskonale znają nasze miasto i dużo o nim wiedzą.

Rozmawiała Anna Gronczewska

Anna Gronczewska

Jestem łodzianką więc Kocham Łódź. Piszę o historii mojego miasta, historii regionu, sprawach społecznych, związanych z religią i Kościołem. Lubię wyjeżdżać w teren i rozmawiać z ludźmi. Interesuje się szeroko pojmowanym show biznesem, wywiady z gwiazdami, teksty o nich.

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.